W lecie młodości o człowieku-m śpiewał,
Co przed swą duszą biegł, okrytą w zmroki,
Dziś plan podejmę, co we mnie dojrzewał —
Który nosiłem, jak dźwiga obłoki
Wicher szumiący: W téj pieśni głęboki
Ślad dawnych myśli zjawił się mym oczom,
Łez, co, opadłszy, odkryły opoki
Dróg, gdzie wędrowne lata gnuśnie toczą
Żwir życia, a kwiat twarzą nie błysnął uroczą.
Od dni, gdy radość i ból wrzały we mnie,
Serce i lutnia w strunach mają straty
I w obu rozdźwięk jest pewnie: daremnie
Próbuję może śpiewać, jak przed laty;
Jednak zanucę, choć w smutek bogaty;
Jeśli od ciężkich snów własnéj boleści
I własnych uciech oderwę się na téj
Drodze, gdy tu się zapomnienie mieści,
To pieśń ta będzie dla mnie pożądanéj treści.
Kto się zestarzał na téj cierpień ziemi
W czynach, nie w latach i wnikł w głąb żywota,
Że go nie wzruszy nic i nie oniemi;
W kim miłość, sława i działań ochota
Wciąż topi w serce ostrze swego grota,
By go nie stępić; ten powiedzieć umie,
Czemu do jaskiń wiedzie go tęsknota,
Pustych, acz rojnych: znajdzie tam się w tłumie
Tych widm, co władną w duszy wnieosłabłéj dumie.
Ażeby tworzyć i tworząc wieść życie
Szersze, dlatego obłóczym jedynie
Fantazją w kształty, wiedząc, że w tym bycie
Zysk się nasz mieści, tak jak mój tu ninie.
Czém jestem? niczém! lecz nie w téj godzinie,
Gdy z tobą, duszo mojéj myśli, wodzę
Okiem, niewidzian, po ziemskiéj krainie!
Twą skrą się palę, wraz z tobą się rodzę
I czuję, choć uczucia zdeptano mi srodze.