Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/110

Ta strona została przepisana.
VII.

Dziś trzeba myśleć mniéj dziko... Zbyt czarno
I długo-m myślał, aż mój mózg gorący
Pod własném wrzeniem zamienił się w parną
Bezdnię widziadeł, w ogni rozdół wrzący...
I oto życie nie to zdrój trujący,
Bom z młodu kiełzać nie umiał swych chuci.
Dziś duch mój, zmienion, lecz jak dawniéj chcący
Dźwigać ciężary, których czas nie zrzuci,
Za gorycz przeciw losom z skargą się nie zwróci.

VIII.

Lecz dosyć o tém: doba ta przebyta,
A czar pod własną pieczęcią się kryje.
Ot zapomniany Harold znów was wita,
Z piersią, co dziś już weselem nie żyje,
Z raną w swém sercu, która nie zabije,
Lecz i nie zaschnie. Czas, co wszystko zmienia,
Zmienił i jego: świeżość z warg mu pije,
Duszę pozbawił ognistego tchnienia —
Już czara życia tylko po brzegach się spienia.

IX.

On swą zbyt prędko wychylił i męty
Znalazł piołunne; raz wtóry skosztował
Z źródła czystszego, w ziemi bardziéj świętéj,
Sądząc, że zdrój ten wciąż się będzie chował!
Próżno! na wieki łańcuch go okował;
Wgryzł się, niewidny; nie dzwoniąc żelazem,
Ciężko mu zwisał; katuszą dojmował,
Co, milcząc, chwili nie puściła płazem —
Ogniwa z każdym krokiem ścieśniały się razem.

X.

Pod strażą chłodu, tak sobie uroił,
Można bezpiecznie iść znów między ludzi;
Puklerzem serca tak ducha uzbroił
Przeciwko ranom, że — tak Czajld się łudzi —
Jeśli nie radość, troska się nie zbudzi
Ze swéj kryjówki... I była w nim złuda,
Że w onéj ciżbie, która tylko brudzi,
Myśl, godną siebie, znaleść mu się uda,
Jak w obcych krajach Boga i natury cuda!