Lecz któż się różą rozkwitłą zachwyca,
Nie chcąc jéj zerwać? Gdy się mu zaśmieje
Przesłodki urok cudownego lica,
Któżby nie uczuł, że się nie starzeje?
Gdy sława w chmurach nad przepaścią sieje
Blask swojéj gwiazdy, któż ku niéj nie skoczy?
Harold raz jeszcze na szałów koleje,
Goniąc w ślad czasu, swe koła zatoczy,
Lecz cel już szlachetniejszy wskazują mu oczy.
Niebawem uczuł, że jemu przystawać
Wielce jest trudno do téj ludzkiéj trzody,
Z którą nic nie miał wspólnego. Poddawać
Nie umiał myśli pod innych przewody,
Choć od swych myśli cierpiał, gdy był młody,
Nie chciał swéj duszy giąć pod hegemonję
Duchów, z któremi wszczynał żar niezgody:
Dumny samotnik, umiał w własném łonie
Znaléść życie, oddychać, choć nie w ludzkiém gronie.
Tam, gdzie gór szczyty, jego przyjaciele,
Jego ojczyzna, gdzie grzmią oceany;
Gdzie błękit niebios swoje blaski ściele,
Tam chciał i umiał bujać: niekiełzany,
Pustynie, lasy, pieczary, bałwany
To jego druhy, a słodszą ich mowa,
Niż dźwięk ojczysty, w książnicach zebrany:
Zapomnieć o nich dusza jest gotowa
Przy dziełach, które w lustrze wód Przyroda snowa.
Jak ów Chaldejczyk śledził gwiazd gromady,
Zaludniał byty, jak ich blask, jasnemi;
I wnet zapomniał ziemię i jéj zwady.
I ułomności mieszkańców téj ziemi.
Byłby szczęśliwy, gdyby skrzydły swemi
Mógł się utrzymać w tym locie. Lecz krucha
Glina jest w sporze z skry nieśmiertelnemi;
Zazdrości światła, nie da rwać łańcucha,
Co zdala od niebiosów zakuwa nam ducha.