Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/114

Ta strona została przepisana.
XXIII.

W wysokiéj sali, tam! w okiennéj niszy,
Brunświcki książę, siedząc, pierwszy w głuchem
Biesiadujących kole dźwięk ten słyszy...
Śmierci proroczém pochwycił go uchem.
Tamci się śmieli, gdy on ujrzał duchem,
Jak się śmierć zbliża... Znał, co huk ten prawi:
Ojca mu krwawym zwaliwszy obuchem,
Wołał, że pomsta tylko w krwi się pławi:
I pójdzie — w polu żywot waleczny zostawi.

XXIV.

Co za bieganie! jak te tłumy płyną!
Jakie łez zdroje i przestrachu drżenia!
Jak zbladły lica, które przed godziną
Pochwała wdzięków tak jeszcze zrumienia!
Życie z serc młodych, widać, pozdrowienia
Wyrwie ostatnie! Jęki, jak obroże,
Zdławią snać gardła! Wzajemne spojrzenia,
Czy znów się złączą, któż przypuścić może,
Po pięknéj jeśli nocy tak okropne zorze?!

XXV.

Na koń siadają co żywo! W szeregu
Są już szwadrony, turkoczą już bryki —
Wszystko się naprzód w strasznym zlewa biegu!
Już się bojowe sformowały szyki;
W oddali głuche dział śpiżowych ryki,
A tu huk bębna budzi z snu żołnierzy.
Zanim poranne zabłysną promyki,
Przestrach i zgroza śród tłumów się szerzy,
A wargi drżą: „wróg idzie! i tuż tuż uderzy“...

XXVI.

W górę się wzbiła pobudka Kamrona,[1]
Pieśń Lochjela, w Albynie tak grzmiąca
I wrażym Sasom tak znajoma ona!
Już w noc miesięczną drga przerażająca
Nuta pejbroku... A jak pierś gorąca
W kobzę góralską swe tchnienia przelewa,
Tak w gór mieszkańcach pamięć lat tysiąca
Zuchwałość przodków i dumę rozgrzewa:
Klan każdy cześć Ewana i Donalda śpiewa!

  1. Sir Evan Cameron i potomek jego Donald, „szlachetny Lochiel“, jeden „z czterdziestu pięciu“. B.