Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/132

Ta strona została przepisana.
XCI.

Nie darmo wzgórza dawnych Persów plemię
Na swego bóstwa zmieniało ołtarze;
Bez ścian, na szczytach, wyrosłych nad ziemię,[1]
Wznosiło kościół w modlitewnym żarze
Dla tego Ducha, co w rąk ludzkich darze,
W murach, czyż godną znalazłby świątynię?
Przybytki twoje mogą-ż stanąć w parze
Z tumem Przyrody, Gocie i Greczynie? —
Twych modłów zdrój niech w ciasnych obrębaah nie płynie!

XCII.

Niebo się zmienia!... lecz jakież to zmiany!
Potęgę macie nocy! burzo! mroki!
Ale tak słodką, jak ten czar świetlany
W czarnych źrenicach kobiety... Opoki
Drżą, kiedy skacze grom żywemi kroki
Z turni na turnię... Nie z jednéj on chmury
Tutaj wypada: każdy wierch wysoki
Własny ma język... Grzmi odpowiedź Jury,
Radosny gdy podniosą ryk alpejskie góry...

XCIII.

To w noc się dzieje! Przechwalebna nocy![2]
Czas twój nie na to, aby usnąć, służy:
Niech zakosztuję twéj ognistéj mocy,
Niech będę cząstką ciebie i téj burzy!
Tam snać się całe jezioro zanurzy
W blaskach fosforu, a stąd deszcz się zrywa,
Tańcząc, na ziemię... Ciemno znów... W tem z wzgórzy
Na gór wesele radość się odzywa:
Snać gdzieś trzęsienia ziemi poród się odbywa.

XCIV.

Gdzie wartki Rodan rozdarł bieg topieli
Pomiędzy skały, obraz doli srogiéj
Dwojga kochanków, których dawny dzieli
Gniew, że już zejść się nie mogą ich drogi,
Choć miłość źródłem téj zawiści wrogiéj —
Nienawiść przeszła, ale życia kwiaty
Na nagie, zwiędłe przemieniła głogi:
I dzisiaj oni, zimowemi laty
Zgnieceni, toczą walkę w duszy, w żal bogatéj. —

  1. Patrz notę F.
  2. Burza, o któréj mowa w powyższych wierszach, wydarzyła się 13 czerwca 1816 o północy. Widziałem kilka straszliwszych w akrokeraunijskich górach Chimaryi, lecz ani jednéj piękniejszéj.