Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/169

Ta strona została przepisana.
LXXII.

To katarakta, piękna przeraźliwie![1]
Lecz nad brzegami — ranne błysły zorze —
Irys zasiadła w wód piekielnym spływie[2]
Nadzieja siada tak na śmierci łoże —
Nic jéj kolorów zniweczyć nie może!
Choć wściekła woda wszystko wokół bierze,
Ona niezmienna, strojna w blaski hoże;
Śród walk żywiołu jéj oblicze świeże
Podobne do Miłości, co Szaleństwa strzeże...

LXXIII.

Znów w Apeniny droga mnie przywiodła,
Do tych Alp dzieci; lecz, żem ich rodzice
Mężniejsze widział już przedtém, gdzie jodła
Na dzikszych rośnie skałach, gdzie śnieżyce
Rwą się, jak gromy, ich lesiste lice
Mniejszą cześć budzi; Jungfrau, w nieprzebyty
Śnieg przyodzianą, miały me źrenice
I Mont-Blanc mroźny, w lodowce okryty,
A takżem słyszał grzmiące chimaryjskie szczyty,

LXXIV.

Akrokeraunji góry w dawnym czasie;
Niby te duchy, za sławy obłokiem
Jasnym lecące, orły-m na Parnasie
Widział w przestworzu niezwykle wysokiem;
Na Idę m patrzał Trojańczyka okiem;
Atos i Olimp, Etna, Atlas zgoła
Uczą, że wzgórza te są czczym widokiem,
Oprócz Sorakty, co, że w śnieg dziś czoła
Nie kryje, liry rzymskiéj do pomocy woła,

LXXV.

By odżyć w naszéj pamięci; jak wzdęta
Fala, co, nim się rozpęknie, na chwilę;
Jeszcze się wstrzyma, tak téż wyrośnięta
Z nizin ta góra!... kto w szkolarskim pyle
Pragnie tu grzebać, niech klasyków, ile
Zechce, przytacza, niech budzi te wzgórza
Behem łacińskiém: mnie bo niezbyt mile
Było za młodu mózg, choć się oburza,[3]
Naginać do prawideł, i dziś niezbyt duża

  1. Kaskadę del Marmore w Temi widziałem dwa razy, i to w różnych czasach: u góry ze szczytu skały i z doliny. Jeżeli podróżnik ma czas zwiedzić ją tylko raz, to wybrać należy widok ostatni. Oba widoki więcéj warte, niż wszystkie razem kaskady i strumienie szwajcarskie. Staubach, Reichenbach, Pisse Vache, wodospad Arpenazu etc., są w porównaniu z tamtą tylko potoczkami. O wodospadzie w Szafhuzie nic powiedzieć nie mogę, ponieważ go nie widziałem. B.
  2. O czasie, miejscu i właściwościach tego rodzaju tęczy, znajdzie czytslnik krótką wiadomość w objaśnieniach Manfreda. Wodospad tak podobny do piekła, że Addison rozumiał, iż o tych „wodach piekielnych“ jest mowa jako o miejscu, skąd Alekto w piekielne wstąpił regiony. Szczególną dosyć jest rzeczą, że dwie najwspanialsze katarakty w Europie są sztucznemi — mianowicie wodospad Welino i inny — w Tivoli. Poleca się podróżnikowi, ażeby szedł wzdłuż Welina przynąjmniéj aż ku małemu jezioru, zwanemu Pie’di Lup. Okolica reatyńska to Tempe włoska (Cicero: Epist. ad Attic. XV, lib. IV), a stary przyrodnik (Plin. Hist. Nat. lib II, cap. LXII) wymienia wśród innych piękności codzienną tęczę nad jeziorem welińskiém. Jeden z uczonych wielkiego nazwiska okolicy téj osobny poświęcił traktat. Patrz Ald. Manut. de Reatina Urbe Agroque, ap. Sallengre. Thesaur, tom I p. 773. B.
  3. ....Chciałem przez to wyrazić, że tego rodzaju nauka znuży nas, zanim zrozumiemy piękność przedmiotu; że uczymy się na pamięć, zanim pamięć może coś objąć; że tego rodzaju dydaktyka w wieku, w którym nie możemy ani odczuć, ani pojąć potęgi jakiegoś utworu, wymagającego znajomości życia zarówno Greków jak i Łacinników, zabija w nas świeżość i niszczy rozkosze i korzyści, jakiebyśmy mogli mieć z niego w przyszłości. Z téj saméj przyczyny nie możemy odpowiednio czerpać z niejednego najpiękniejszego ustępu w dziełach Szekspira (np. być albo nie być), ponieważ już w 8 roku naszego życia starano się z wielkim trudem wbijać je nam w głowę jako ćwiczenie nie umysłu, lecz pamięci, tak, że gdy dojdziemy do wieku, w którym moglibyśmy się utworami temi rozkoszować, straciliśmy już smak i apetyt do nich. W niektórych krajach lądu stałego, młodzież zaprawianą bywa na pisarzach zwyklejszych, nauka najlepszych autorów klasycznych pozostawiona jest wiekowi dojrzalszemu. Mówiąc o tém, nie myślę wcale z jakimś gniewem lub z jakąś niechęcią dotknąć miejsca méj własnéj edukacyi. Nie byłem leniwym, jakkolwiek głupi był chłopak ze mnie; nie wierzę téż, aby ktokolwiek był, lub mógł być bardziéj przywiązanym do Harrow, aniżeli ja zawsze byłem, i słusznie; — peryod czasu, który tutaj upłynął, był najszczęśliwszym w mém życiu, a nauczyciel mój, czcigodny dr. Józef Drury, był najlepszym i najgodniejszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek posiadałem; zbłądziwszy, przypominałem sobie nauki jego niejednokrotnie, choć nieraz zapóźno, a za radami jego szedłem zawsze, ilekroć postępowałem dobrze lub rozumnie. Gdyby to niedostateczne przypomnienie mych uczuć, jakie względem niego żywię, miało dojść jego oczu, niech sobie przypomni człowieka, który o nim myśli tylko z czcią i wdzięcznością — człowieka, któryby się jeszcze bardziéj chełpił i cieszył z tego, że był jego wychowankiem, gdyby przez dokładniejsze wypełnianie jego wskazówek mógł nauczycielowi swemu pewien zgotować zaszczyt.