Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/180

Ta strona została przepisana.
CXVI.

Mchy twego źródła ciągle jeszcze roszą
Krople twéj rajskiéj wody; z twych przezroczy,
Którym brózd żadnych lata nie przynoszą,
Lśni gienjusz miejsca łagodnemi oczy.
Tu dzieło sztuki zieleni nie tłoczy
Na twoich brzegach, w marmuru kajdany
Zdrój nie zamknięty; wesoło się toczy
Strumień z pod głazu statuy roztrzaskanéj,
A wokół kwiaty, paproć i bluszcz poplątany

CXVII.

We fantastyczne warkocze; pagórki
Pokryte kwieciem wiosenném; w zielonéj
Trawie migocą ruchliwe jaszczurki,
Ptaki dźwięcznemi witają cię tony,
Kwiat świeżobarwny niejeden ochrony
Żebrze u stóp twych, a kolorów masą
Tańczy w wietrzyku ten smug ukwiecony;
Nieba fijołek swojem tchnieniem pasą,
Że zda się, cały plonie jasnych niebios krasą.

CXVIII.

Tu się chroniła tych czarów opieka,
Tu w boskiéj piersi jakie czułaś bicia,
Słysząc ziemskiego kochanka zdaleka!
Tu noc, Egerjo, kryła w gwiazd spowicia
Tajemne schadzki: śród takiego życia,
Gdy skroń na ręku wielbiciela spocznie,
Cóż się nie działo? Téj groty ukrycia
Były stworzone dla bóstwa widocznie:
Witały świętą miłość — tę pierwszą wyrocznię.

CXIX.

Czyż swoje drżenie łącząc z jego drżeniem —
Serce niebianki z sercem syna ziemi,
Owéj miłości, co się li z westchnieniem
Rodzi i kona, skry nieśmiertelnemi
Nie ożywiałaś? z uciechy ziemskiemi
Czy nie spajałaś nadziemskiéj słodyczy?
Nie łamiąc strzały, czyś z niéj dłońmi swemi
Nie starła jadu przesytu, goryczy?
Wyrwałaś chwast, co duszy wonnych słów nie życzy?