Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/181

Ta strona została przepisana.
CXX.

Ach! by niweczyć, rwie się młoda miłość,
Lub tylko skrapia pustynię; życice[1]
Pośpiechu rosną, zielska, które zgniłość
Mają w łodygach, choć nęcą źrenice;
Kwiaty, co śmiercią wonieją, żywicę
Jadu sączące wyrastają drzewa,
Kiedy namiętność przebiega ziemicę!
Człek się daremnie zdrowych ziół spodziewa:
Niebiański tu dla niego owoc nie dojrzewa!

CXXI.

O ty miłości! nie córką-ś ziemicy!
Ale, jak seraf, mieszkasz w naszéj wierze,
A owéj wiary liczni męczennicy —
Złamane serca! Oko nie dostrzeże,
Jakie masz kształty! skąd się byt twój bierze?
Duch go nasz stworzył, tak, jak widmo tworzy,
Z żądz swych i niebios otwiera im dźwierze:
Swoje on myśli w taką postać włoży,
Jak dusza, w któréj ogień, trud i ból się sroży...

CXXII.

Duch swą pięknością bóle sobie stwarza,
Własnemi mary on się niepokoi —
Gdzie mieszka kształt ten, spłodzon przez rzeźbiarza?
W nim! Czyż Przyroda w równy wdzięk się stroi? —
Gdzie te obrazy, które dziecko roi,
A za któremi tak się mąż ugania —
Niedościgniony cud rajskich podwoi?
Niczém opisy, niczém malowania:
Ten raj się w swym rozkwicie z książek nie wylania!

CXXIII.

Człek jest szalony, gdy kocha — młodości
Szał to — leczenie jakie sprawia bóle!
Patrząc, jak znika obraz, co w nas gości,
Czujem, że piękna mają aureolę
Te tylko bóstwa, co są w nas; w swém kole
Czar ich nas więzi, rodząc zawieruchę,
Choć wiatr sialiśmy... I znowu w mozole
Serce alchemję swą wszczyna, otuchę
Skutku mając tém większą, im kardziéj jest kruche.

  1. Po łacinie lolium, niem. Lolch, ang. tare. (Przy. tł.)