Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/185

Ta strona została przepisana.
CXXXVI.

Czy nie widziałem, czém to świat nas darzy —
Od krzywd tych wielkich aż do drobnéj zdrady?
Od wyć rozgłośnych spienionéj potwarzy,
Aż do tych syków, gdy pełzliwe gady
Bryzgają na cię subtelnemi jady?
Czym się nie spotkał z Janusów spojrzeniem,
Co bez słów kłamią, chcąc pozorne ślady
Prawdy zachować śród głupców — milczeniem:
Fałsz swój szerzą wzdrygnięciem ramion lub westchnieniem.

CXXXVII.

Ale ja żyłem, żyłem niedaremnie!
Duch mój niech moc swą, krew niech straci żary,
Ból zgryzie ciało: przecież coś jest we mnie,
O co się stępią czas i tortur kary,
A co nie umrze, choć pójdę na mary;
Coś nieziemskiego — zmilkłéj lutni dźwięki
Niezapomniane... ci nie dadzą wiary:
Jednak w ich duszy, od tych tonów miękkiéj,
Obudzi wtedy miłość swych wyrzutów lęki.

CXXXVIII.

Pieczęć już dana... Witaj, groźna mocy,
Tak wszechpotężna, choć nie masz imienia!
Ty, co tu krocząc śród cieniów północy,
Wstrząsasz, nie budzisz jednak przerażenia!
Tu twój przybytek, gdzie grób rozprzestrzenia
Swój płaszcz bluszczowy! Téj świętéj przystani
Tyle nadajesz głębokiego tchnienia,
Że się czujemy z przeszłością związani,
Że tu widzimy wszystko, sami niewidziani!...

CXXXIX.

Tu się w gorączce tłumiły narody,
Z szeptem litości, albo bijąc brawa,
Gdy człek z człowieka — zbójcze sprawiał gody!
Dlaczego sprawiał? Stąd, że tego krwawa
A mądra cyrku żądała ustawa,
Że z tego rozkosz cezarów się tworzy...
Aby z nas była dla robactwa strawa,
Czy paść na scenie, czy w boju — gdzież gorzéj?
I tu i tam jest teatr, gdzie giną aktorzy!