Stąpasz, a wnętrze rośnie z każdym krokiem —
Tak Alpy, gdy się pniemy po ich barach,
Łudzą swych cudów olbrzymich widokiem...
Ogrom się wzmaga — lecz w harmonji czarach:
Jakaś muzyka w tych wszystkich bezmiarach...
Zbytek obrazów, ołtarze, marmury,
Żar w złotych lampach! w powietrznych obszarach
Kopuła w sporze z wieżami struktury
Najwyższéj w ziemię wrosła, a chce leciéć w chmury.
Nie wszystko ujrzysz od razu... Tę całość
Wielką na części w umyśle rozkładaj...
Liczne zatoki wszak tworzą wspaniałość
Morza... I tutaj skup duszę i badaj
Naprzód szczegóły; lotem myśli władaj:
By się składników przejęły wymową,
Taki kierunek ich biegowi nadaj!
Świetność ogarniesz tą drogą stopniową:
A jeśliś nie od razu zżył się z jéj osnową,
Nie jéj, lecz twoja w tém wina: wszak zwolna —
Stopniami zmysł nasz rzeczy obejmuje;
A jak jest mowa nasza nieudolna,
Aby wyrazić to, co serce czuje,
Tak siła blasków, co się tutaj snuje,
Szydzi z twych oczu, a ogrom kościoła
Tém bardziéj ludzką nicość wykazuje:
Duch nasz ku temu, w czém tonie dokoła,
Dopiéro wznieść się wielki tą wielkością zdoła.
Tu się zatrzymaj w zachwycie! Tu więcéj
Znajdziesz, niż cuda, co oczy nasycą,
Więcéj, niż cześć ta, w pokorze dziecięcéj
Składana wierze; tu nietylko świécą
Mistrze, jakiemi snać się nie poszczycą
Wieki dawniejsze, ubogie w poloty
I wykonanie: tu ducha źrenicą
Źródła wzniosłości żwir dostrzegasz złoty:
Tu ucz się, czém są wielkich pomysłów roboty!