nego spadku i jest czémś pomiędzy canto fermo a canto figurato; do pierwszego zbliża się recytatywną deklamacyą, do drugiego zaś przejściami i tokami, przyczém zachowywaną i upiększaną bywa jedna zgłoska.
„Pewnego razu wsiadłem do gondoli przy blasku księżyca; jeden z śpiewaków usadowił się w tyle, a drugi na przedzie, i tak popłynęliśmy do St. Georgio. Jeden z nich zaczął śpiewać, a gdy skończył swą zwrotkę, podchwycił drugą pieśń i tak szło na przemiany jednym ciągiem. W całym tym śpiewie powtarzały się jedne i te same nuty bez przerwy, atoli stosownie do treści zwrotki kładł to jeden to drugi na tę lub owę nutę większy nacisk, i rzeczywiście ekspresja całéj zwrotki zmieniała się stosownie do tego, jak się zmieniała treść poematu.
„Ogółem dźwięki były szorstkie i chrapliwe; śpiewający zdawali się, jak to się dziać zwykło u ludzi niewykształconych, szukać doskonałości śpiewu w sile głosu; jeden chciał prześcignąć drugiego potęgą swych płuc; z tego téż powodu, dalekim będąc od znajdywania przyjemności w téj scenie, byłem, uwięziony w pudle gondoli, w położeniu nie bardzo przyjemném.
„Mój towarzysz, któremu zwierzyłem się z mych uczuć, starał się usilnie podtrzymać kredyt swych ziomków, że śpiew ten wielce jest przyjemny, jeżeli go się słucha z daleka. Stosownie do tego wysiedliśmy na brzeg, pozostawiając jednego z śpiewaków w gondoli, drugi zaś stanął od niego w oddaleniu o jakie sto kroków. Zaczęli tedy śpiewać jeden po drugim, ja zaś przechadzałem się pomiędzy niemi, w ten sposób, że opuszczałem tego, który rozpoczynał swą zwrotkę. Bardzo często stawałem, przysłuchując się to jednemu, to drugiemu.
„Rzecz wydawała się w ten sposób lepiéj przystosowaną. Silny deklamatorski, choć wrzaskliwy ton uderzał ucho z daleka, wywołując uwagę na siebie; prędko po sobie następujące przejścia, które z konieczności trzeba było niższym śpiewać tonem, wydawały się niby żałosnemi skargami, jakie następować zwykły po objawach wzruszenia lub boleści. Drugi, który z wielką słuchał uwagą, rozpoczynał bezpośrednio tam, gdzie poprzedni kończył, odpowiadając łagodniejszą lub gwałtowniejszą melodyą, stosownie do treści zwrotki. Milczące kanały, wyniosłe gmachy, światłość miesięczna, głębokie cienie gondol, mknących jak duchy, potęgowały dziwno wrażenie téj sceny; śród takich okoliczności nie trudno było przyznać, że śpiew ten przedziwnie jest harmonijny.
„Odpowiada on zupełnie naturze samotnego wioślarza, który, leżąc bezczynnie w swéj łodzi na jakim z kanałów i czekając na kamrata lub przybysza, chcącego się przejechać, skraca sobie nudę piosenkami lub poetycznemi historyjkami, jakie umie na pamięć. Wytęża on wtedy głos, jak tjlko może; głos ten rozlewa się szeroko i daleko ponad zwierciadłem wód, śpiewak zaś czuje się w otaczającéj go zewsząd ciszy samotnym pośród wielkiego i ludnego miasta. Nie dolatuje tutaj ani turkot wozów, ani hałas przechodniów, ciche gondole mkną to w tę, to w owę stronę: zaledwie, że słychać plusk wioseł.
„W oddali słyszy on drugiego, który mu zapewne wcale nie jest znany. Molodya i wiersze łączą natychmiast dwóch obeych ze sobą; jeden odpowiada natychmiast drugiemu, starając się usilnie, aby tamten go słyszał. W milczącém porozumieniu zmieniają oni wiersz za wierszem; a choćby śpiew miał trwać przez całą noc, śpiewacy podtrzymują go bez znużenia; słuchacze, przechadzający się od jednego do drugiego, biorą udział w téj zabawie.
„Wokalne to przedstawienie wydaje się najlepiéj w znaczném oddaleniu i jest wtedy niewymownie uroczém, ponieważ najlepiéj wywołuje pożądane wrażenia samotności. Jest to skarga, ale dźwięcząca przyjemnie, a czasami trudno się nawet od łez powstrzymać. Towarzysz mój, który wcale nie był delikatnie zorganizowaną osobistością, powiedział pewnego razu zupełnie niespodzianie: — E singolare come quel canto intenerisce, e molto più quando lo cantano meglio.
Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/209
Ta strona została skorygowana.