Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/231

Ta strona została przepisana.

grabina Lenzoni wydobyła grobowiec Boccaccia z zapomnienia, w którém przez pewien czas leżał, i zaszczytnego udzieliła mu miejsca w swym własnym pałacu. Uczyniła jeszcze więcéj: dom, w którym żył poeta, był tak samo zaniedbany jak i grób jego, grożąc zapadnięciem nad głową swego obecnego właściciela, dla którego nazwisko poprzednika zupełnie było obojętném. Dom ten składa się z dwóch czy trzech pokoików oraz nizkiéj wieży, na któréj Cosmo II umieścił był napis. Margrabina postanowiła dom ten zakupić i otoczyć go tą troskliwością i temi względami, na jakie kolebka i mieszkanie gieniusza zasłużyły.
Nie tutaj miejsce brać Boccaccia w obronę, atoli człowiek, który mały swój majątek poświęcił dla nauki, który należał do pierwszych, jeżeli nie był pierwszym w przyswajaniu Włochom wiedzy i poezyi greckiéj, który nietylko nowy wynalazł styl, ale nowy stworzył i ustalił język; człowiek, który nietylko, że zażywał szacunku na wszystkich dworach europejskich, ale którego pierwsza rzeczpospolita jego kraju uważała za godnego, aby go zaciągnąć do swéj służby; który, co więcéj, był przyjacielem Petrarki i prowadził życie filozofa i wolnego człowieka, a umarł wśród studyów — taki człowiek na większe zasłużył względy, aniżeli te, jakie go spotkały ze strony księdza z Certaldo, a niedawno ze strony angielskiego podróżnika, przedstawiającego poetę jako pisarza wyuzdanego, niegodziwego, godnego wzgardy, którego nieczyste popioły godne są, ażeby zginąć w niepamięci.[1] Angielski ten podróżnik, jakkolwiek niejedni opłakują w nim stratę uprzejmego człowieka, jest poniżéj wszelkiéj krytyki; śmiertelność jednak, która nie uchroniła Boccaccia od p. Eustaco, nie uchroni p. Eustaco od bezstronnego sądu jego następców. Śmierć niechaj aureolą świętości otacza jego cnoty, lecz nie grzechy jego; trzeba zaś z wszelką przyznać skromnością, że zawinił on nietylko jako autor, ale także jako człowiek, jeżeli wywołał cienie Boccaccia wraz z cieniami Aretyńczyka po to jedynie, ażeby je napowrót w niegodny odesłać sposób. Co się tyczy:

„Il flagello de Principi,
Il divin Pietro Aretino“,

to mało na tém zależy, jaka spotka nagana tego błazna, który dotychczasowe istnienie może zawdzięcza jedynie powyższemu rubasznemu wierszowi, jaki mu poświęcił poeta, którego ambra niejedno będzie żywiła robactwo: stawianie jednak Boccaccia na równi z taką osobistością i przeklinanie jego popiołów nasuwa z natury rzeczy wątpliwość, czy ów „klasyczny podróżnik“ posiadał jakiekolwiek kwalifikacje, ażeby wydawać sąd o włoskiéj lub téż jakiejkolwiek innéj literaturze; ignorancya bowiem pisarza w pewnym kierunku wyklucza możliwość zajmo-

  1. Podróż klasyczna, rozdz. IX. vol. II. p. 355, wyd. 3. „O Bokacyuszu, nowożytnym tym Petroniuszu, nie mamy nic do powiedzenia; nadużycie gieniuszu wstrętniejszém jest i większéj godném pogardy, aniżeli jego brak; obojętną téż jest sprawą, gdzie nieczyste popioły wyuzdanego pisarza w pokrewnym złożone pyle. Z tych samych powodów nie warto podróżnikowi wspominać i o grobie złośliwego Aretyńczyka.“ Dwuznaczny ten frazes nie uwolni podróżnika od podejrzenia, że drugi popełnił błąd, mianowicie w sprawie miejscowości, w któréj pochowany został Aretyńczyk, którego grób znajdował się w kościele św. Łukasza w Wenecyi i dał powód do słynnego sporu, o którym znajduje się wzmianka u Baylego, ze słów p. Eustace możnaby wnioskować, że grób ten jest we Florencyi, albo że można go zobaczyć gdziekolwiek indziéj. Czy na grobie umieszczony był napis, o który tyle się spierano, nie wiadomo, ponieważ pamięć o tym pisarzu z kościoła św. Łukasza zupełnie znikła.