Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/256

Ta strona została przepisana.

Kto na śmiertelném oglądał posłaniu[1]
Piękne oblicze zaraz po skonaniu,
Nim dzień przeminął — pierwszy dzień nicestwa,
Ostatni trudów i bólów jestestwa —
Nim śmierć, ostatniém przyciśnieniem ręki,
Zgładziła rysy, gdzie chronią się wdzięki;
Kto pomni twarz tę anielsko-łagodną,
Tak zimno piękną, tak smutnie pogodną!
Zda się w letargu zasypiać głęboko?
Zda się być żywą — gdyby nie to oko!
Gdzie już nie świeci ni łza, ni namiętność
Gdzie mieszka zimna, wieczna obojętność,
I straszy widzów i serca im studzi,
I z oczu trupa wpada w serca ludzi;
Gdyby nie wzrok ten, nim pierwszy dzień minie,
Nim ta godzina — w téj jeszcze godzinie
Śmierć tak łagodnie, niewidomie władnie,
Że jéj tyraństwa nikt zrazu nie zgadnie!
Dziś do téj twarzy Grecyja podobna:
Martwa oddawna, lecz dotąd nadobna.
Jéj widok ziębi, jéj wdzięk do łez wzrusza,
Bo już piękności nie ożywia dusza.
Jéj wdzięk jest tylko uśmiech pozostały
Na chwilę w ustach, co ducha oddały.
A jéj rumieniec chorowita krasa,
Która na trupich licach nie zagasa;
Ostatni odbłysk zachodnich promieni.
Co się wokoło ruiny czerwieni;
Ostatnie czucie, co żegna nadzieję,
Iskra niebieska, która dotąd tleje,
Lecz już swéj miłéj ziemi nie rozgrzeje.

Ojczyzno mężów nieśmiertelnéj chwały!
Każda dolina, każdy wierzch twéj skały,
Jakże pamiętne! Bo każde z nich było
Kolebką swobód lub sławy mogiłą!
Arko potęgi! Dziś, czyliż tak mało,
Czyż tylko tyle po tobie zostało?
Wstań niewolniku podły, wstań na chwilę,
Powiedz: ten wąwóz czy nie Termopile?
Ty, z duchów orlich wyrodzony płazie
Na Leonida gnieżdżący się głazie,

  1. Zapewne rzadko który z czytelników widział na własne oczy obraz tu opisany. Kto widział, musi pamiętać, jak smutne czyni wrażenie ta dziwna piękność, która kilka godzin po zgonie zdobi jeszcze twarz martwą; ale kilka godzin tylko. Godna uwagi, że człowiek, zabity kulą, ma pospolicie na twarzy wyraz żałości, chociażby za życia był śmiałego i dzikiego charakteru; przeciwnie, postać człowieka przebitego sztyletem wyraża boleść i tchnie dzikością.