Co cię obchodzi Bajram? Po co czekać
Naszego święta lub przed niém uciekać? —
On stał. Wtém, nagły strach lica mu ścisnął,
I strach ten nagle wściekłością zabłysnął.
A blask ten nie był jak rumieniec nikły
Gniewów, co wschodzić i przemijać zwykły:
Ale jak bladość marmurowéj bryły,
Powiększająca ciemnotę mogiły —
Brwi nasunione, osłupiałe oko!
Wtém rękę dźwignął i podniósł wysoko,
I na wiatr miotał, jakby groził gniewny.
Stał: czy uciekać czy gonić, nie pewny;
A wtém koń zarżał niecierpliwy zwłoki,
I rżenie echem odbiły opoki!
Giaur za miecz porwał i szczęk rękojeści
Wybił go nagle z téj nieméj boleści,
Jak zbójcę budzi krzyk sowy złowrogi.
Znowu koniowi w bok wraził ostrogi:
Daléj, w cwał, konin, tu idzie o życie!...
Znowu koń czarny zagrzmiał po granicie.
Chyży jak dziryt, leci wzdłuż zatoki,[1]
Daléj ku morzu, wpadł między opoki.
Nie widać twarzy, znikła strusia kita;
Na chwilę grzmiące ucichły kopyta.
Raz tylko wstrzymał rumakowi wodze,
I nieruchomy, chwilę stał na drodze,
Chwilę; i znowu opoka zabrzmiała:
Giaur poleciał, jakby go śmierć gnała.
Straszna to chwila, w któréj duch rozkręci
Za jednym razem cały zwój pamięci,
I w jednę drobną kroplę czasu zleje
Życia bolesne i zbrodnicze dzieje!
Kto nienawidzi, kocha się, lub boi,
Temu za piekło jedna chwila stoi.
Cóż on czuł wtenczas, gdy trapiące duszę
Wszystkie od razu wycierpiał katusze?
Chwila spoczynku, śród potoku zdarzeń,
Kto zliczy ile mieści wyobrażeń?
Bo choć dla czasu zdaje się nicością:
Ona dla myśli jest cała wiecznością.
Bo nieskończone, niezmierne cierpienie
Może w myśl jednę zgromadzić sumienie,
- ↑ Dzeryd jest to pocisk na końcu tępy. Jezdni muzułmańscy rzucają go z konia, bardzo silnie i trafnie; jest to ich ulubiona zabawa. Nie wiem, czy można ją nazwać zabawą rycerską: bo najzręczniejsi dzerydyści w Konstantynopolu są czarni rzezańcy. Pamiętam téż mameluka ze Smirny, który w tém igrzysku Turków zwyciężał.