I w jednéj chwili wycierpieć od razu
Bole bez końca, nadziei, wyrazu!
Przeszła godzina. Giaur jak cień przeminął.
Uciekł? czy zginął? czy sam tylko zginął? —
W czarnéj godzinie przybył, jak zesłana
Od niebios kara za grzechy Hassana;
Przyszedł i cmentarz zrobił z Baszy domu;
Przyszedł i odszedł, jak wicher symomu,[1]
Co wieje bożym obciążony gniewem,
I za którego śmiertelnym powiewem
Cyprys umiera, choć jest śmierci drzewem,
Choć wiosną nawet nie zrzuca żałoby,
Jeden co wiernie opłakuje groby!
Niémasz rumaków na stajniach Hassana,
Komnata jego od sług odbieżana:
Pająk samotnik, na ścianach się czepia
I szpary szarym całunem zasklepia;
W twierdzy Hassana nie widać żołnierzy;
W jego haremach gniazdo nietoperzy;
Zamiast strażnika, puszczyk krzyczy z wieży.
W ogrody czasem dziki pies przybieży,
Spragniony wyje na suchą fontanę;
Stoją wód łoża z marmuru usłane.
Lecz owdowiałe — bo zdroje wymarły.
Zielska się dzikie na dnie rozpostarły,
Niegdyś, jak wdzięcznie fontanny tu grały,
Łagodząc nieba wschodniego upały;
Niegdyś, tryskając srebrnéj rosy tęcze
I fantastyczne wirując obręcze,
Rozkosznym chłodem rzeźwiły dokoła
Powietrze, ziemię i spragnione zioła.
Jak było mile, blaski gwiazd pogodnych
Widziéć odbite na tych łukach wodnych,
Słuchać muzyki tych szemrań łagodnych! —
Tu często Hassan w niemowlęcym wieku
Bawić się lubił u kaskady ścieku;
Tu drzemiącemu w matki swéj objęciu
Piastunka woda śpiewała dziecięciu.
Hassan młodzieniec na te wodotryski
Poglądał, siedząc obok odaliski,
- ↑ Simum, wiatr pustyni, śmiertelny wszystkiemu, co tchem swoim owionie. Poeci wschodni wiele o nim piszą i różne mu dają nazwiska.