Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/267

Ta strona została skorygowana.

Ponury Hassan dał rozkaz podróży,
Oddział wasalów, co mu w dworcu służy,
Jak orszak i straż pojedzie za panem,
Każdy z janczarką, z łukiem, z ataganem.
Sam Hassan zbrojny jedzie na ich czele,
Zwiesił na pasie krzywą karabelę,
Wypróbowaną na albańskich głowach,
Kiedy raz zbójców napotkał w parowach
I tak rozgromił muzułman zwycięski,
Że ledwo kilku uszło z wieścią klęski.
Za pas dwa zatknął, bogato oprawne
W perły i złoto, pistolety sławne:
Hassan przed laty dostał je od baszy,
Ich widok zbójców i wabi i straszy.
Mówią, że Hassan jedzie pojąć żonę,
Pocieszyć znowu serce zakrwawione
Zdradą Leili, co uszła z haremu,
I dziś, o zgrozo! służy niewiernemu.


Ostatnim blaskiem zachodniego słońca
Złocą się góry i kaskada grzmiąca,
Żywiona czystym i świeżym gór śniegiem.
Tu często kupiec Grek staje noclegiem,
Znajdując pokój w ustroniu głębokiem
Pewniéj, niż w mieście pod swych panów bokiem;
Tu się nie lęka o całość swéj skrzyni:
W miastach niewolnik, wolny na pustyni;
Tu wesół, spróżnia czaszę pełną wina,
Którem się brzydzą usta moslemina.


Najpierwszy jedzie Tatar, wódz orszaku,
Zdaleka widny po żółtym kołpaku;
Opodal konni ciasną jamy szyją
Po krętéj ścieżce na skały się wiją.
Nnd niemi sterczą w górę czarne szczyty,
Gdzie sępy ostrzą dzioby o granity,
I lecą na dół; już zwietrzyli łupy:
Nim zajdzie słońce, będą świeże trupy.
U spodu rzeka, która w zimie bucha
Ogromną wodą, a w upały sucha,