Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/270

Ta strona została przepisana.

Przyjaźń ostygnie, pieszczota się skończy,
Objęcia wrogów i śmierć nie rozłączy.


Z szablą po samą rękojeść uciętą,
Krwią oyryskaną i mocno ujętą,
W sinéj, od ciała odrąbanéj dłoni,
Co jeszcze drgała, nie puszczając broni;
Obok turbana, którego zawoje
Miecz Giaura zerwał i przerżnął na dwoje;
W delii długiéj, zmiętéj, rozpostartéj,
Od mnogich razów na sztuki podartéj,
Zaczerwienionéj, jak chmury przed burzą,
Gdy po dniu jasnym burzliwą noc wróżą;
Krwią zlawszy piasek i gałęzie boru,
Gdzie wiszą szmaty jego palamporu;[1]
Z piersią przebitą i otwartą ciosom,
Barkami na wznak, twarzą ku niebiosom; —
Tak leżał Hassan. Oczy już zbielały,
Jeszcze otwarte, Giaura wyzywały.
Giaur stanął nad nim i w Hassana lice
Utopił równie straszne dwie źrenice.

„Tak! Tyś pochował w falach mą Leilę!
Jam cię pochował w czerwonéj mogile!
Jéj duch kierował mieczem, jéj morderca
Uczuł raz pierwszy, co to jest ból serca.
Proroka wołał — ale nadaremnie;
Prorok twéj głowy nie wyrwie z podemnie!
Allaha wołał — wiatr prośbę rozdmuchał...
Allah nie słyszał, albo nie wysłuchał...
O psie pogański! czyż Opatrzność, głucha
Na krzyk Leili, twych krzyków usłucha?
Zbójcą zostałem! Jeździłem na wzwiady,
Aż w końcu zdrajca padł ofiarą zdrady.
Jam spełnił swoje, zemścił się nad tobą:
A teraz, daléj... w świat... jadę sam z sobą!“...


Na polu słychać brzęk dzwonków wielbłąda:
Matka w ogrodzie z altany wygląda.

  1. Palampor, szal, który noszą baszowie i znakomite osoby.