Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/271

Ta strona została przepisana.

Na łąkach błyszczy już wieczorna rosa,
Już ku wschodowi ciemnieją niebiosa
I rozniecają drżących gwiazd ognisko.
Już wieczór: Hassan zapewne już blizko.
Matka stroskana zstępuje i bieży
Do swych haremów, i pogląda z wieży:
Nie widać!... Nie zwykł jeździć tak pomału,
Nie zwykł popasać nawet w czas upału!..
Nie przysłał darów ślubnych: czy się lenił?
Czy konie strudził? czy serce odmienił?
Skarga niesłuszna! Już Tatar posłaniec
Widny z daleka; już na skały kraniec
Wstępuje zwolna; już zjeżdża z urwiska
I wąwozami na dół się przeciska.
Koń nic nie winien; koń pewnie z ciężarem,
Zapewne ślubnym objuczony darem;
Tatara mile przyjmę i nagrodzę
Za prędką jazdę po takiéj złéj drodze
W bramie zsiadł Tatar; od siodła odpina
Juki nie wielkie: czy to dary syna?
Na twarzy smagłéj bladość: czy to smutek?
Czy podróżnego utrudzenia skutek?
Odzież spryskana krwi świeżéj kroplami:
Może poranił konia ostrogami?
Rozwinął pakę... O aniele święty!
O Azraelu! to zawój rozcięty!
To syna szaty całe krwią zbroczone!...
„Pani, okropną twój syn pojął żonę.
Mnie oszczędziły ręce poganina,
Bym ci pokazał krew twojego syna.
Legł śmiercią mężnych, pokój Hassanowi!
Przekleństwo wieczne zabójcy Giaurowi!“


Turban w kamieniu prostym wyrzezany,[1]
I słup już dzikiem zielskiem opasany;
Na nim z Koranu modlitwa wyryta,
Którą dziś ledwie podróżny wyczyta;
To cały pomnik, w bezludnéj ustroni,
Gdzie Hassan zginął od niewiernéj broni.
Zacny Osmanlis! nikt między wiernemi
Przykładniéj świętéj nie nawiedził ziemi,

  1. Takie są proste nagrobki Turków. Często spotyka je podróżny w dzikich ustroniach pomiędzy skałami; oznaczają mogiły poległych w czasie buntu, albo zamordowanych przez zbójców.