Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/276

Ta strona została przepisana.

Patrz, tam cień rzuca na bielone ściany,
Kaptur opadły i włos rozczochrany,
Gęsty i czarny bezładnie się wije,
Jakby Gorgona swe najbrzydsze żmije,
Wyrwawszy z głowy, splotła mu na skronie.
Bo ten kalajor, choć mieszka w zakonie,
Ślubu nie zrobił, więc nie strzyże głowy
I nosi włosy, jak człowiek światowy.
Kapicę przywdział jako inne mnichy;
Dał skarb na kościół — lecz zapewne z pychy
Nie z pobożności: hojnie kościół nadał,
W którym ni razu pacierza nie gadał.
Tam, patrz na niego, w dzwonek uderzono:
Wszyscy uklękli, sakrament wzniesiono,
Stoi jak posąg, i widać z postawy
Wyraz rozpaczy, wzgardy i obawy.
Ratuj nasz kościół, o święty Bazyli!
Bośmy na karę bożą zasłużyli,
Żeśmy takiego grzesznika wpuścili.
Jeżeli zły duch czasem sobie sprawia
Człowieczą postać, on tak się objawia.
Te oczy jego, na słowo kapłańskie,
Nie są niebieskie, ni ziemskie... szatańskie!

Serce zbyt czułe, do kochania skłonne:
Lecz nie zna co to kochanie dozgonne;
Długie cierpienia dzielić siły niéma,
Długich z rozpaczą walek nie wytrzyma.
A twarde serce gdy miłość skaleczy,
Jéj rany nigdy już czas nie uleczy!
Jako rodzimy kruszec od płomienia
Wprzód się rozżarza, niźli zaczerwienia,
Wrzucony w pieca płomieniste jamy
Zgina się, miękczy, lecz zawsze ten samy;
A potém, wedle sztukmistrza rozkazów,
Służy do dania lub odbicia razów,
Albo pierś twoję przed śmiercią zastawi;
Albo pierś wroga śmiertelnie zakrwawi.
Lecz gdy raz śmierci ukuto narzędzie,
Ten kto je ostrzy, niech ostrożnym będzie!
Tak ogień uczuć i sztuku kobieca
Najtwardsze serce zmiękcza i roznieca: