Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/277

Ta strona została przepisana.

Lecz raz nagięte, zmianom nie ulegnie,
I pierwéj pęknie, niźli się odegnie.


Jeśli cierpiących samotność ogarnie,
Przerwa mąk tylko powiększa męczarnie;
Pusta pierś, czując otchłanie dokoła,
Chce je zaludnić — i o boleść woła.
Bo niedzielone każde czucie nudne,
I szczęście samo do zniesienia trudne!
Serce w cierpieniach, gdy samotność widzi,
Chcąc mieć pociechę, wszystkich znienawidzi.
I jest to serce, jak człowiek w mogile,
Gdyby z letargu zbudził się na chwilę,
I czuł z wzdrygnieniem, że robactwo toczy
Odżyłe jego oblicze i oczy,
I nie miał siły bronić swych wnętrzności
Od tych szkaradnych, niespodzianych gości.
To serce jest jak pelikan, gdy leci
Przez obszar pustyń, do gniazda, do dzieci,
Krew swą gotowy na żywność ich przelać,
Życie z głodnemi nie skąpy podzielać,
Już dziobem piersi rozranił szlachetne
I widzi tylko swe gniazdo — bezdzietne.
Nąjsroższe męki, które nędzni znoszą,
Samotnéj duszy zdają się rozkoszą,
Sierocéj, stepem otoczonéj dzikim,
Trawiącéj czucia niedzielone z nikim.
Któżby był niebios ciekawy widoku
Bez słońca i bez żadnego obłoku?
Lepiéj jest płynąć, choć się niebo chmurzy,
Niż morskiéj nigdy już nie doznać burzy,
I gdy żywioły zakończyły wojnę,
Być wyrzuconym na brzegi spokojne,
W pustą zatokę i bez towarzyszy;
Późnego zgonu czekać w wiecznéj ciszy.
Lepiéj raz przepaść w zaburzone fale,
Niźli żyć, gnijąc po trochu na skale.


„Tyś dni twe przeżył, ojcze spowiedniku,
Licząc różańce, prawiąc msze bez liku,
Za cudze zbrodnie błagając gniew boski,
A sam nie znając zgryzoty ni troski,