Gdy on ostrzegał — nie pamiętam o czém!
Lecz teraz, myślą wyzywam na nowo
Wzgardzone niegdyś każde jego słowo.
Powiedz, że zgadnął... Będzie mu niemiło,
Że się proroctwo tak na mnie spełniło.
Powiedz, że chociaż w tym wieku namiętnym,
Gdyśmy wesołe przeigrali chwile,
Lecąc pospołu w niebezpieczeństw tyle,
Wtenczas bywałem często niepamiętnym
I roztargnionym — może obojętnym...
Powiedz, że dzisiaj językiem zdrętwiałym
Za jego szczęście pomodlić się chciałem;
Ale cóż taka modlitwa pomaga,
Gdy winowajca za niewinnym błaga?...
Przed ludźmi niech on sławy méj nie broni;
On, wiem, że dobry: przebaczy — a oni,
Niech, co chcą, mówią... Sława! — Cóż mi po niéj?
Nie będę prosił, aby zgonu mego
Nie opłakiwał — nie jestem tak dumny —
Niemasz piękniejszéj ozdoby dla trumny,
Jak łza żałosna brata kochanego.
Pierścień ten — niech go z rąk twoich otrzyma,
Wręcz mu i opisz, coś miał przed oczyma:
Ciało uwiędłe, duszę zagaszoną,
Łódź, falą uczuć na step wyrzuconą,
Zwój pism zatarty, liść z dalekiéj strony
Wichrem przygnany i mrozem zwarzony.
„Tylko mi nie mów o snu przywidzeniach...
Nie — to, mój ojcze, nie było w marzeniach!
Kto marzy, ten śpi; ja wtenczas nie spałem...
Jak teraz nie śpię — i zapłakać chciałem:
Ale nie mogłem. Źrenica łez głodna,
Czułem, że była wysechła aż do dna:
Chciałem wydobyć z niéj łzę, łzę jedyną:
Byłaby dziwną i miłą nowiną...
Chciałem i teraz chcę — lecz rozpacz wzbrania,
Rozpacz silniejsza, niźli chęć płakania!
Nie mów pacierzy, w skutek ich nie wierzę;
Silniejsza rozpacz, niż twoje pacierze.
Zbawienia nie wart jestem — i nie żądam;
Nie raju, ale spoczynku wyglądam.