Skąd? wódz niech myśli! — im tylko przystało
Ufać, iść za nim, i uderzać śmiało.
Któż jest tym wodzem? Od brzega do brzega
Imię się jego jak piorun rozlega,
To dość — o resztę nie troszczy się rzesza.
W bitwach on tylko z ich tłumem się miesza;
Zresztą sam zawsze; — krótkie jego słowa,
Lecz wnet, co wyrzekł, dłoń spełnić gotowa.
Nie lubi gwaru; nigdy z niemi społem
Nie zasiadł wesół za biesiady stołem,
Śmiech ni żart nigdy ust mu nie umili:
Lecz mężny — męstwu hardość wybaczyli.
Próżno go koléj pełnego kielicha
Wabi w przechodzie: on z wzgardą odpycha;
A jego uczta! — najlichsi z czeladzi
Wzajem by z wzgardą odepchnąć ją radzi.
Jadło — chleb suchy; napój — czysta woda.
Zbytkiem nie częstym — owoc lub jagoda,
A i tych nawet ze wstrętem dotyka,
Jakby związany ślubem pokutnika.
Ale im żądze zmysłów trzyma srożéj.
Rośnie w nim dusza, i siła się mnoży.
„Płyń tam!“ — wnet płyną; — „rób to!“ — wnet zaczęto;
„Za mną, i naprzód!“ — poszli, i łup wzięto.
Tak skory rozkaz, skorsza jego ręka:
Każdy drżąc słucha, lecz pytać się lęka.
Szyderczy uśmiech, wzrok i twarz surowa,
Karcą zuchwalca za niewczesne słowa.
„Patrz! żagiel, żagiel! — Nastawcie lunety! —
„Skąd? — czyja flaga? — czy zdobycz?“ — niestety!
Nie zdobycz — jednak cieszą się weseli:
Z masztu czerwoną chorągiew ujrzeli.
„Nasza łódź, nasza! powraca z wyprawy!
Dmij w pełne żagle, dmij, wietrze łaskawy!
Nim słońce zajdzie, zawinie do brzegu. —
„Patrz, patrz, jak lekka! zda się pląsa w biegu.
Jak wzdyma skrzydła! — jak buja wspaniale!
Z szumem przed sobą prze kipiące fale.