Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/339

Ta strona została przepisana.

Śród bujnych krzewów i kwiatów pachnących,
Gdzie tysiąc zdrojów, świeżością dyszących,
Srebrzy się szemrząc po złomach granitu.
Poszli pod górę — dochodzą do szczytu.
Któż to nad brzegiem przepaścistéj skały,
Wsparty na mieczu, spogląda na wały? —
To on! wódz! Konrad! — sam, jak zwykle — myśli.
„Idź naprzód, Żuan! powiedz, żeśmy przyszli.
Okręt nasz widzi; — powiedz, że go prosim
O posłuchanie, ważną wieść przynosim.
Idź! my nie śmiemy; wiesz, jak się wnet zżyma,
Gdy mu kto nagle stanie przed oczyma.

VII.

Przystąpił Żuan — Konrad spojrzał srogo,
Wysłuchał, skinął, że się zbliżyć mogą.
Przyszli — ukłonem witają zdaleka.
Powitał wzajem — na słowa ich czeka.
„Wodzu! przynosim list od Greka szpiega,
Co nas o łupach i wrogach ostrzega.
Ważność tych wieści sam wódz niech oceni.
My téż...“ — „Już dosyć!“ — Zmilkli zawstydzeni.
Wziął list — ciekawi poglądają z boku,
Wrażenia wieści dojrzéć w jego oku.
Zgadł myśl — czytając twarz zwrócił na stronę,
Może, by ukryć uczucia wzburzone.
Skończył — na świstku coś pisze. — „Żuanie!
Gdzie jest Gonzalwo?“ — W łodzi. — „Niech zostanie!
Nieś mu ten rozkaz! — Wy nie stójcie dłużéj,
Każdy na miejsce, gotów do podróży!
Na waszéj nawie sam z wami dziś płynę“, —
— „Dziś, wodzu? w nocy?“ — „Dziś w dzień, za godzinę.
Wiatr będziem mieli. — Minuty nie zwlekać!
Wziąć mój płaszcz, pancerz — u portu mię czekać!
„Ty weź mą trąbkę i strzelbę opatrzyj!
Zamek źle spuszcza — oczyść go i natrzyj!
Wezwać płatnerza! niech mój miecz bojowy
Natoczy ostro i da mu bart nowy.
Rękojeść zwłaszcza niech szerzéj rozkuje:
Ta broń mię gorzéj niż bitwa morduje.