Konwencją było to czarcie złowieszcze,
Co u Marjalwy słało wodzów w żaki,
Mózg im wyjęło — jeśli mieli jeszcze,
A radość ludu w żal zmieniło taki!
Głupstwo z głów zdarło zwycięstwa szyszaki,
Chytrość odbiła tu oręża klęski,
A wodzom znikły wawrzynowe szlaki;
Nie padłym biada, lecz zgrai zwycięskiéj,
Gdy tryumf w Luzytanji okrył wstyd niemęski!
I od godziny tych wojennych narad,
Gdy wspomniéć Cyntrę, Anglja blednieje,
A tych, co dzierżą rządzenia aparat,
Wstyd, gdy go mają, nieraz ogniem zleje.
A jakżéż akt ten nazwą przyszłe dzieje?!
Nasi i obcy czyliż nie poszydzą,
Jak się z tych mężnych własna sława śmieje,
Jak ponad sobą zwyciężonych widzą —
Wskazując to, dni przyszłe tego-ż nie zohydzą?
Tak dumał Harold, kiedy po zwyczaju
Wśród tych gór cudnych błąkał się samotny;
Lecz wnet z tych czarów rwał się do wyraju,
Niespokojniejszy od jaskółki lotnéj,
Chociaż wnikania w wnętrze częstokrotny
Miewał tu popęd, choć rozwaga rzekła
Nieraz swe słowo, ażeby ochotny
Wzgardził młodością, co mu w głupstwach ściekła;
Ta prawda nieraz oko smutkiem mu powlekła.
Na koń! na koń! na zawsze już porzuca
Obraz spokoju, choć tak duszę nęci!
Do lotu z snów się leniwych ocuca,
Lecz mu nie dziewka, nie puhar w pamięci.
Precz stąd ucieknie, ale dokąd skręci
Tor swéj pielgrzymki, gdzie znajdzie wytchnienie?
Zanim nasyci wędrowania chęci,
Niejedna przemknie scena się po scenie —
Nim serce się ukoi, przyjdzie doświadczenie.