Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/345

Ta strona została przepisana.

Wstrzymał się u drzwi: — głos się ozwał w ciszy,
Głos, co choć często, zawsze on rad słyszy;
I taką piosnkę posępnéj czułości
Nucił z za kraty jego „Ptak piękności“.

„Żyje w méj duszy myśl-tajemnica,
Drży mi na ustach, gore w spojrzeniu,
Gdy obok ciebie patrzę w twe lica,
I znów się w dawném kryje milczeniu.

Jak lampa w grobie, skryta przed okiem,
Myśl ta w mém sercu błyska i tleje.
Smutek jéj blasku nie ćmi swym mrokiem,
Choć sam jéj blaskiem nie rozjaśnieje.

Przyjdź, gdy ja umrę, do méj mogiły,
Pomódl się za mnie, łzę wyléj po mnie!
Téj tylko myśli znieść nie mam siły,
Że ty, mój luby, zapomnisz o mnie!

Nie wstyd jest płakać zeszłych ze świata.
Raz pierwszy proszę — łzy i wspomnienia.
Będzie to pierwsza, jedna zapłata,
Mojéj miłości, mego cierpienia!“

Porwał się Konrad, pchnął drzwi, i z pośpiechem
Wszedł — struny arfy brzmiały jeszcze echem.
Smutna, Medoro, jest twoja ballada!“ —
— „Chciałabyś wesołéj, gdy niéma Konrada? —
Gdy ciebie niéma, a żal miota duszą,
Tęskne się myśli w pieśniach zdradzić muszą.
Każdy ton — serca uczucia wydaje;
Lecz choć pieśń milczy, boleść nie ustaje.
„Ach! ileż nocy, na bezsenném łożu,
Marzę jak we śnie, o skałach, o morzu!
Zmierzcha — ja myślę, że niebo się chmurzy;
Wiatr ledwo szemrze — mnie słychać szum burzy.
Cóż, gdy posępném odezwie się wyciem?
Zda się, że jęczy nad twojem rozbiciem! —