Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/349

Ta strona została przepisana.

Oczy jéj modre, szkliste, bez promieni,
Jak gwiazdy we mgle błądzą po przestrzeni.
I ach! dostrzegły — to on! — już daleki!...
Wtedy raz jeszcze z pod łzawéj powieki
Błysły, jak słońce z za deszczowéj chmury.
Próżno! nie spojrzał, znikł w zaroślach góry.
„Poszedł!“ — Jak posąg blada, nieruchoma,
Łkające piersi przyciska rękoma.
Spojrzała jeszcze — port przed jéj oczyma:
Bielą się żagle i morze się wzdyma.
Nie patrzy więcéj — w drzwiach błysła jéj postać —
„Prawda więc! — jedzie! — saméj kazał zostać!“

XVI.

Szybko wprost z góry, na głaz skacząc z głazu,
Biegł Konrad — nazad nie spojrzał ni razu.
Lecz drżał ilekroć ścieżka przed nim boczy,
By na zakręcie nie wpadła mu w oczy
Samotna jego, lecz miła mu wieża.
Zawsze go pierwsza witała z nadbrzeża,
Jak on ją z morza! — i ona w niéj, ona!
Burzliwéj duszy gwiazda niezamglona! —
Jeden wzrok jeszcze — a moc w nim rozbroi.
Nie śmie go ujrzéć; pomyśleć się boi,
Że mógłby zostać; — chciałby — któż mu broni? —
Zostać? — by zginąć od katowskiéj dłoni?
Nie, nie! — Raz jednak, chciał stanąć, chciał wrócić,
Na los zdać wszystko, zamiar na wiatr rzucić.
Nie! — myśl niegodna! — nie! — prawego męża
Płacz niewiast miękczy, ale nie zwycięża.

Ujrzał swą nawę — zważa wiatr przychylny,
Zwrócił myśl ku nim — i znów w sobie silny,
Znów chyżéj naprzód; — i gdy z brzegu słyszy
Wesołą wrzawę mężnych towarzyszy,
I łoskot fali, co pod wiatrem rosła,
I hasła majtków, i szybki szum wiosła:
Gdy widzi okręt — maszt niebu urąga,
Rozskrzydlił żagle, kotwicę wyciąga: —