Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/365

Ta strona została przepisana.

Lekka, wysoka, pierś tylko i lica
Mdłe światło lampy zaledwo oświéca.
Włos rozpuszczony, na białéj odzieży
Jak smug ciemności, wpół na piersiach leży,
Wpół spływa z ramion; stopa jak śnieg biała,
I jak śnieg cicho na ziemię spadała.
Któż ona? Sama, w nocy, mimo straży,
Jak tu wejść mogła? jak się wchodzić waży?
O! spytaj raczéj, przed jaką przeszkodą
Zadrży kobieta, gdy jéj duszę młodą
Czułość i litość, jak Gulnarę wiodą?
Nie mogła usnąć, i gdy basza we śnie,
Marząc o klęsce, klnie, jęczy boleśnie,
Marząc o jeńcu, nakazuje męki:
Wstała, i sygnet zdjęła z jego ręki,
Znak jego woli, który gdy okaże,
Wszelkie wnet przed nią rozstąpią się straże.
Przeszła bezpiecznie, nikt o nic nie bada.
Znużeni bojem strażnicy Konrada,
Zazdroszcząc więźnia spoczynkowi, sami
Wpół senni ziemię zalegli przed drzwiami.
Ujrzeli pierścień, mało się kłopocą,
Kto go przynosi, gdzie idzie i po co?

XIII.

Patrzy zdumiona — „On śpi? — gdy z rozpaczą
Tysiące po nim, lub na niego płaczą?...
Ja sama nawet!... — Jakaż czarów siła
Tak mi go nagle drogim uczyniła?
Zbawił mi życie, poświęcił sam siebie;
Mamże go wzajem opuścić w potrzebie?
Nie! chcę mu pomódz, nie dbam o sąd ludzi.
Lecz cicho! westchnął, poruszył się, budzi!“
Podniósł wzrok, blaskiem zaślepione oczy
Zdają się wątpić, czy sen ich niemroczy.
Lecz ruszył ręką, głuchy brzęk okowu
Dowiódł, że żyje, i cierpieć ma znowu.
„Któż jest ta postać? Anioł stróż z wejrzenia!
Zbyt zda się piękny na stróża więzienia.“
— „Nie znasz mnie? jestem z tych, co czują wdzięczność
Za czyn, do jakich rzadkoś miewał zręczność.