Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/376

Ta strona została przepisana.

Dziś pan ostrzega. — Próżne twe mamidła!
Wiesz, że zbyt lotne umiem obciąć skrzydła;
Nie w słowach tylko grożę, i nie próżno!
Wejdź w siebie dobrze! — pomnij! bądź ostrożną!“
Powstał, i dumnym oddala się krokiem,
Szyderstwo w ustach, gniew wisi nad okiem.
Nieznany jemu bart niewieściéj duszy,
Że go surowość ni groźba nie skruszy.
Nie zna Gulnary — nie wiedział, co ona
Czuje, gdy tkliwa — śmie, gdy obrażona.
W niewiarze mniema, że krzywdę poniosła;
Nie wié, skąd litość w sercu jéj tak wzrosła.
Zbawca — więc słusznie, że wdzięczność dlań czuje;
Branka — nad losem więźnia się lituje.
Nie śledzi daléj; — niepomna na groźby,
Na niebezpieczne znów się waży prośby:
Znów pogardzone; — aż w głębi jéj duszy
Zawziął się zamiar — nic go już nie wzruszy:
Ujdzie z nim z więzów — lub zginie w katuszy!

VI.

Tymczasem długie, tęskne, jednostajne,
Dzień i noc przeszły. Konrad męki tajne
Zniósł — w strasznéj walce zwątpień i bojaźni:
Gdy każda chwila zda się chwilą kaźni,
Gdy się krok każdy, co u drzwi rozlega,
Zdaje być krokiem oprawcy lub szpiega,
Kiedy głos każdy, co się ozwie w ciszy,
Mniema ostatnim, co przed śmiercią słyszy;
On zniósł to wszystko — mężnie i spokojnie
Dotrwał w najsroższéj z sobą samym wojnie.
Gorącość bitwy, groza, wściekłość burzy,
Dręczącą wewnątrz myśl tępi lub nuży:
Lecz być samotnym, wtrąconym w okowy,
Być, czuć się pastwą każdéj myśli nowéj;
Patrzéć w swe serce, i drżéć, lub przed marą
Zbrodni swych przeszłych, lub przed przyszłą karą:
Tamtych naprawić, téj nie módz odwrócić;
Kląć każdą chwilę, po każdéj się smucić;
Bez przyjaciela — coby słabość wspierał,
Coby rzekł ludziom, żeś mężnie umierał;