Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/397

Ta strona została przepisana.

Ojciec Lary był prochem, jeden wasal trzyma,
I to wszystko, co wiedział, że Pana tu niéma!
Cały zamek zapomniał o Lary imieniu,
Jego portret na ścianie czerniał w zapomnieniu.
A ta, którą był poznał, pokochał na żonę...
Inny mąż już pocieszał Lary narzeczonę.
Młody o nim zapomniał, stary już był w grobie,
A dziedzic niecierpliwy rozmawiał sam w sobie:
„On żyć musi!“ choć radby głos ten w duszy przemógł,
I wzdychał do żałoby, któréj nosić nie mógł.
W części zamku, gdzie Lara miał komnaty swoje,
Z posępnym wdziękiem ściany poubierał w zbroje.
Lecz jednéj zbroi niéma, stąd go zawiść pali,
Bo radby dziś ją witał w téj gotyckiéj sali.

IV.

Lara przybył — i wasal pańską twarz ogląda,
Skąd? nikt nie wie, dlaczego? nikt śledzić nie żąda.
Po skończonych witaniach każdy się zdumiéwał,
Nie że przybył, lecz czemu dotąd nie przybywał?
Jeden paź służby pańskiéj cały orszak składa,
Cudzoziemskiéj postaci, twarz dziecinna, blada.
Lata lecą i równą pędzą czas pogonią,
Tym, co siedzą, i dla tych, co po świecie gonią;
Lecz z krajów zagranicznych brak wieści zapasu
Opóźnił rącze skrzydło zdrożonego czasu.
Widzą go i poznają, lecz wszakże złudzeniem
Teraźniejszość być sądzą, a przeszłość marzeniem.
On żyje, choć styrany trudami i latem,
Jeszcze męskością wieku słynąć mógł przed światem.
Jego błędy, występki, jakiekolwiek były,
Różnym losem zwikłane w zagadkach się kryły,
Gdy znudzona wieściami czujna zawiść drzémie,
Sprostać sławie ojczystéj mogło Lary imię.
Z dumną duszą w młodości, wszakże jego grzechy,
Jak rozkosze cel miały swawolnéj uciechy;
A dla tych, jeśli w zbrodni nie płużył z kolei,
Wymodlić rozgrzeszenie mógł nie bez nadziei.

V.

Jakkolwiekbądź, widz bystry łacno odgadywał,
Jakim dziś jest, że nie jest tém, czém kiedyś bywał.