Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/404

Ta strona została skorygowana.

Wróg, nieprzyjaciel ludzi, wszakże na téj ziemi
Czasem wesół ucztował, śmiał się z wesołemi.
Lecz ten uśmiech widziany, uważany z blizka,
W wesołości miał jakiś pozór pośmiewiska.
Nie był to uśmiech, w którym świt wesela dnieje,
Co całą twarz oświeci i oczy rozśmieje.
Wszakże czasem uderzał słodyczą spojrzenia,
Dając znać, że ma serce miękkie z przyrodzenia.
Lecz jeśli jaką słabość drugim okazował,
Jak niegodną swéj dumy zaraz ją strofował.
Wątpliwych zdań o sobie gardząc odkupieniem,
Wymykał się sam sobie, dręczył się myśleniem.
I sam pokuty cierpień na swe serce wkładał,
Które niegdyś czułością z pokoju okradał;
I duszę zmuszał gonić nienawiści cele,
Za to tylko, że niegdyś kochała za wiele.

XVIII.

W nim samym jest na wszystko jakaś wzgarda żywa,
On sam wiąże stworzenia i życia ogniwa:
Cudzoziemiec w tym świecie, z nikim się nie brata,
Zbłąkany duch strącony aż z drugiego świata.
Twór dzikich wyobrażeń, co tworzyć przywyka
Naumyślnie nieszczęścia, którym sam umyka.
I napróżno, bo często płacił mimo chęci
Pół rozkoszą, pół smutkiem haracz ich pamięci.
Z większém czuciem miłości od żyjących wielu,
Zacność ludzi za nadto może miał na celu;
Jego sny często prawdę za piękniejszą brały,
Tak młodość oszukaną zajął wiek dojrzały.
Na pogoni widziadeł lata mu schodziły,
Do lepszych skłonne celów własne trwonił siły.
Namiętne burze duszy, ogniste marzenia,
Co na młodość wywarły cały szał zniszczenia;
Wszystkie lepsze uczucia w polu walk zostawił,
A sam ich przypomnieniem dręczył się i bawił.
Lecz dumny, od skarżenia siebie będąc zdala,
Swój błąd i podział wstydu na naturę zwala;
A w cielesnéj powłoce, jaką śmierć nam kruszy,
Widzi karm dla robaków lub klatkę dla duszy.
Tak dobre i złe biorąc za jedno, powoli
Z dziejami przeznaczenia zmieszał dzieje woli.