Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/405

Ta strona została przepisana.

Wyższy nad samolubstwo gminnego człowieka,
Swego dobra dla drugich czasem się wyrzeka.
Lecz nie, że był powinien, nie przez współuczucie,
Raczéj przez dziwne myśli zwichnienie, zepsucie,
Czém wciąż tajemną dumę duszy swéj sposobił
Robić to, co niewielu — coby nikt nie zrobił.
I taż skłonność, gdy w żyłach krew gorętsza wrzała,
Na rozdroża występku nieraz go zbłąkała.
I stąd wyżéj się wznosił, albo niżéj spadał
Ludzi, z któremi wspólny dar życia posiadał.
Wszystko, co żyje, żądze w nim rozdziału budzi,
Dobrém czy złém, by tylko różnił się od ludzi.
Dusza gardząc tym światem z myślami wszystkiemi
Zamknęła się w świat własny, zdaleka od ziemi.
Wszystko zimno przechodząc, co po ziemi chodzi,
W nim krew coraz to więcéj ziębi się i chłodzi.
Szczęśliwszy! gdy w nim nigdy zbrodnią nie paliła,
Jeśli wciąż równie chłodną, równie zimną była!
Wprawdzie napozór z ludźmi chodził ich drogami,
Robi, co drudzy robią, mówi ich słowami.
Ni szał jemu rozumu więzi w swe okowy,
Jego szaleństwo było serca, lecz nie głowy,
Obłąkać się w rozmowie rzadko mu się zdarza,
Myśli bijących w oczy słowem nie wyraża.

XIX.

Przy całéj tajemniczéj, ziębiącéj postaci,
Pozornéj wesołości Lara nic nie traci.
On zna sztukę, gdy nie był to dar przyrodzenia,
Jak wiązać, jak narzucać na drugich wspomnienia.
I ci, co jego widzą, nie darmo widzieli,
I raz widząc, już o nim wciąż-by pytać chcieli.
A ci, do których mówił, rozmową ujęci,
Wszystkie słowa rozmowy mają na pamięci.
Gdy w domysłach się gubi ciekawość prostacza,
On gwałtem obejmował za duszę słuchacza:
W niéj za pierwszém spotkaniem, co bądź z dwojga zyskał:
Miłość, albo nienawiść, swój obraz wyciskał.
Choć krótko przyjaźń, litość lub jéj wstręt podziela,
On tam w najgłębsze myśli nazawsze się wciela.
Ktokolwiek jego duszę bliżéj zbadać żąda,
Jak naprzekór w badacza duszę sam zagląda.