Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/406

Ta strona została skorygowana.

Ciągle myśli przytomny, w piersi drugich ludzi,
Musowy mimowolny wzgląd na siebie budzi:
A jeśli raz uwięznął w czyję sieć myślenia,
Ten nadaremnie będzie wołał — zapomnienia!

XX.

Brzmi uczta, ciągle płyną przez zamkowe bramy,
Dumne krwią i bogactwem rycerze i damy.
W końcu gość pożądany, pan szerokiéj ziemi,
Lara w zamku Otona zawitał z drugiemi.
Tysiąc świateł, pochodni na zamku się pali,
Wszyscy goście wesoło ucztują po sali:
W tańcu orszak piękności zwinnym, lekkim ruchem,
Wdzięku i harmonii wiąże się łańcuchem.
Szczęśliwe młode serca i młodzieńcze dłonie,
Co się łączą, zbiegają w tanecznym przegonie!
Jest to widok, co może zgładzić troskę z twarzy,
Patrząc starość z uśmiechem młode lata marzy,
I młodość zapomina, że swój wiek uroni.
Tak chciwie myśl wesoła za uciechą goni!

XXI.

I Lara wpół wesoły wzrok na wszystko trzyma,
Każdą piękność pośledza pilnemi oczyma,
Jak ta lekkim poskokiem w tańcu latająca,
Nawet echa nie budząc podłogi potrąca.
Wsparty o słup stojący na pośrodku sali,
Ręce na pierś skrzyżował — i poglądał daléj.
Ni uważał, jak ktoś go trzymał wciąż na oku,
Że nie połknąłby Lara tak śledczego wzroku.
Wtém spostrzegł — był to jakiś nieznajomy człowiek,
Zda się, jakby szpiegował tylko jego powiek:
Cudzoziemiec z postaci, stojący od ściany,
Wciąż aż dotąd na Larę patrzał niewidziany,
W końcu z sobą wzajemne spotkali spojrzenia,
Natrętnéj ciekawości, niemego zdziwienia.
I Lary w słup stanęła szydząca powieka,
Jakby wzgardzał spojrzeniem cudzego człowieka.
Cudzoziemca od głowy aż do stóp rozmierza,
Spojrzał mu oko w oko — i wzrokiem uderza.

XXII.

„To on!“ na całe gardło cudzoziemiec woła,
Głos ten w ustach słyszących rozległ się dokoła.