Zamek pusty, nieczynny stoi koń przy żłobie,
Giermki płaczą po panu i chodzą w żałobie.
Ci rozbiegli się szukać po drodze, za drogą,
Krwawych znaków morderstwa — i znaléść nie mogą.
Ani kropla krwi świeci przez ciernie i wrzosy,
Płaszcz pański poszarpany, ni wyrwane włosy.
Wciąż po błoniach powiewa niezdeptana trawa,
Ani śladu, czy była jaka walka krwawa.
Ni palce czyjéj ręki, gdy krew tryska z żyły,
W mękach zgonu murawę zgniotły lub splamiły;
Gdy ręka nawpół trupia słaba do obrony
Cały gniew swój wywiera na trawnik zielony.
Takie znaki być muszą, kto gdzie krew przeleje.
Lecz tych niema — zostały wątpliwe nadzieje,
I dziwne podejrzenia, poszepty i gwary
Między tłumem czerniły codzień sławę Lary.
Gdy Lara się pokaże, wnet zawiść oniemi,
Ci życzą, pragną, aby dłużéj nie był z niemi,
By z nałogu znów szerzyć czerniące go zdanie,
I czarniejszym kolorem barwić domniemanie.
Dni lecą, i Otona zgoiły się rany,
Ale nie jego duma; zawiścią wstrząsany
Był pan możny, bogaty, zawziętszy niż Lara,
Przyjaciel tych, kto temu wręcz szkodzić się stara;
I w imię prawa kraju sam wołać poczyna:
„Niech Lara zda na gardło sprawę z Ezzelina!“
Któż jeżeli nie Lara trwogi mu użycza,
Że tak stroni od jego i drugich oblicza?
Samby cierpiał, więc winien, że Ezzelin zginął,
Gdyby nań swoje skargi szeroko rozwinął?
Zwykle rozgłos powszechny niewiadomość szerzy,
Ciekawość gminu rada tajemnicom wierzy.
Widoczna obojętność, zimny wstręt do ludzi,
Co stroni spoufaleń, miłości nie budzi;
Duma pomiatająca i zręczność nielada,
Z jaką ostrém żelazem po szermiersku włada.
Gdzie swe ramię przyuczył do bitwy rzemiosła,
Gdzie i kędy ta duma w sercu mu urosła?
Bo nie była to wściekłość przypadkowa, cudza,
Jaką słowo zapala i słowo przystudza.