Ale Hiszpanki nie z Amazon rodu,
Raczéj stworzone do wszelkiéj pieszczoty,
Choć zbrojne stają z braćmi do zawodu,
Choć ich wojenne nie straszą obroty,
Coś w nich z gołębic zapalczywéj cnoty,
Dziobiących rękę, co po samca sięga;
Słodycz i stałość — oto ich przymioty,
Nie ten mdły trajkot, co inne oprzęga;
Tam serca szlachetniejsze, cóż wdzięków potęga?!
Dołek, miłości palcem wyciśnięty,
Mówi, jak pulchna miękkość téj ich brody;[1]
Usta, gdzie całus gnieździ się zaklęty,
Każą być mężnym, nim wysłużysz gody;
Czar ócz jak dziki! Wdzięk policzków młody
Daremnie zwiać im chcą uściski Feba:
Jeszcze im większe rozpalą urody!
Któżby dam pragnął z pod Północy nieba,
Jak mdłych, ospałych, wątłych — czyż to mówić trzeba?
W szranki, wy strefy, przez wieszczów sławione,
W szranki, wy wszystkie haremy téj ziemi,[2]
Gdzie pieśnią wielbią dziś piękności one,
Które i cynik uczci hołdy swemi;
W szranki, hurysy, które przed drżącemi
Wiewy — bo miłość by zwiały — chowacie,
Wiedźcie z Hiszpanki czarnoźrenicznemi:
Tam raj waszego Proroka, tam macie
Te jego czarnookie, anielskie postacie!
O ty Parnasie! patrzę dziś na ciebie![3]
Nie snem się jawisz drzemiącemu oku,
Ani na pieśni pejzażowem niebie,
Lecz śnieg swój kąpiesz w ojczystym obłoku,
W majestatycznym dzikich gór uroku!
I cóż, że dzisiaj tak śpiewać próbuję?
Najlichszy pielgrzym u twojego stoku
Echa twe przelać w pieśń mą żądzę czuję,
Choć żadna już z twych szczytów Muza nie zstępuje.