rzeki? odpowiedział, ze widział dwóch ludzi idących pieszo wzdłuż ulicy, spoglądających przed sobą i za siebie, azali by kto za niemi nie kroczył. Lecz nie widząc nikogo, zwrócili się nazad, po chwili zjawili się jacyś dwaj drudzy i spoglądali wokoło z tąż samą niespokojnością jak pierwsi, a nie widząc nikogo, skinęli na swoich towarzyszy; wtém nadjechał człowiek na białym koniu, mając za sobą u siodła na łęku zwieszonego trupa, którego głowa i ręce po jednéj, a nogi po drugiéj stronie konia wisiały; dwaj idący pieszo z obu stron jeźdźca podźwigali przewieszone ciało. Tak zbliżywszy się do miejsca, gdzie zwykle wszystkie śmiecia uliczne wrzucają do rzeki, odwrócili konia z jeźdźcem tyłem do brzegu i pochwyciwszy trupa za ręce i nogi, z całą siłą cisnęli w rzekę. Jeździec tyłem siedzący na koniu, zapytał niecierpliwie, czy już trupa wrzucili do wody, któremu odpowiedzieli: Signor si (tak panie). Wtedy spojrzał za siebie i na rzekę, a spostrzegłszy płaszcz pływający na powierzchni fali, pytał, co tam się czerni na wodzie? a ci mu odpowiedzieli „to płaszcz nieboszczyka!“ a jeden z nich cisnął nań z brzegu ogromnym kamieniem i kamień z płaszczem na dno utonął. Daléj pytał Papież Georgia, czemu zaraz o tém nie dał znać rządcy miasta? Na co Georgio odpowiedział, że temi czasy widział przeszło sto trupów podobnie wrzuconych do rzeki, a że to nie ściągało żadnéj baczności policyi miasta, więc i ten ostatni wypadek miał za rzecz małéj wagi.
„Rybak i majtek w téj chwili dla śledzenia wysłani na brzeg rzeki, następnego wieczora znaleźli ciało księcia z całém jego ubraniem i kilkadziesiąt dukatów w trzosie. Książę miał dziewięć ran zadanych, z których jedna była w gardle, drugie były rzucone po całém ciele. Skoro papież o tém się widomie przekonał, puszczając wodze swojemu żalowi, zamknął się w swoim pokoju i gorzko płakał. Kardynał Segovia i drudzy z orszaku papieskiego przyszli pode drzwi i po długich a silnych prośbach i naleganiach wymogli na nim, że wyszedł z pokoju. Od środy aż do soboty Papież nic nie jadł i nie spał. W końcu dając częste posłuchania wielu osobom ze swego orszaku, powoli zaczął swój żal zawściągać i rozmyślać nad niebezpieczeństwem, jakieby mogło ponieść zwątlone wiekiem zdrowie, przez dalsze pobłażanie smutkowi.“