Niżéj oparte o mórz obu brzegi
Bielą się różnych namiotów szeregi.
Wojska szykami stanęły długiemi.
Mnogie księżyce jaśnieją nad niemi,
Czernią się spahy, ciągną, a na przedzie
Każdego z hufców basza brodacz jedzie,
I jak daleko oko sięgnąć zdoła,
Same turbany wszystkie kryją czoła.
Tu wielbłąd pod swym przyklęka ciężarem,
Tam koń pod zwinnym pieni się Tatarem,
Turkoman rzucił swoje trzody, stada,[1]
W broń się uzbroił i znów szablą włada.
Ciągle grzmiącemi zagłuszane strzały
Gładzą się morza uciszone wały.
Przykop gotowy. W szybkim jak błysk locie
Śmiercią brzemiennych kręgów świszczą krocie,
Liczne od murów odpadają łomy
Ciągle ciężkiemi wybijane gromy:
Ale i twierdza odpowiadać umie
Wyzywającéj muzułmanów dumie,
I śmierć im za śmierć odsyła bez zwłoki
Przez gęste kurzu i dymu obłoki.
Któż to w tych trudach najśmielszym przywodzi?
Kto codzień bliżéj pod ten wał podchodzi?
Nikt nie ma z wszystkich tam synów proroka
Jego wśród boju zręczności i oka;
Żaden wódz wyższém nie słynie tam męstwem,
Ani téż krwawszém pyszni się zwycięstwem.
Z czynu do czynu i z pola na pole
Pędzi i konia spienionego kole,
A gdy wróg nagle na przykop uderzy
I najcelniejszych wytnie mu żołnierzy,
Lub gdy obrońcę groźnéj działobitni
Szturmowi jego stawią opór zbytni,
Zsiada z rumaka, stawa na wojsk przedzie,
Krzepi zachwianych i sam na bój wiedzie.
On wśród tych wodzów pierwsze miejsce trzyma,
Któremi dumny sułtan się nadyma,
- ↑ Turkomany mieszkają zwykle w namiotach, przenoszą się z miejsca na miejsce i wiodą życie patryarchalne.