Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/450

Ta strona została skorygowana.

Z każdą się chwilą, bardziéj rozwidniony,
Ranek z swéj mglistéj dobywał osłony,
Straszny skwar wróżąc. — Ciszéj! czy słyszycie
Te grzmiące trąby i to bębnów bicie,
Te dzikich rogów przeraźliwe dźwięki,
Szelest sztandarów, strzelb i kordów szczęki,
Ten gwar obozu i to rżenie koni,
I to wołanie: do broni! do broni!
Wznoszą buńczuki i zbrojno, gotowo,
Stoją — na straszne oczekując słowo.
Turcy, Tatarzy, spuszczajcie namioty,
Spieszcie się wesprzéć szturmujące roty,
A wy znów spahy na koń! — pędźcie — bieżcie,
Okrążcie pola, każdéj drogi strzeżcie,
By żaden starzec, dziecię wam nie zbiegło,
I wszystko w twierdzy lub za twierdzą legło,
Kiedy wtém pieszy hufiec swym ogromem,
Krwią ubroczonym wedrze się wyłomem.
Chrapią rumaki na kiełzna swe gniewne,
Zgięte ich karki i grzywy powiewne;
Żują wędzidła pianą ich zbielone,
Wzniesione piki, lonty zapalone,
Działa gotowe do celnego strzału,
I do zwalenia wstrząśniętego wału.
Alp swych janczarów w groźny zastęp ściska,
W nagiém ramieniu nagi miecz mu błyska;
Już chan, baszowie stoją na wojsk przedzie,
Stoi i wezyr, co wszystkich powiedzie,
Ruszy on z pierwszym strzałem własnych szańców,
Wytnie, wysiecze wszystkich klas mieszkańców.
Padną ołtarze, kapłan przy kapłanie,
I z tylu gmachów kamień nie zostanie,
Bóg sam i prorok! wszystkie rykną głosy.
I dzikie Allah! będzie bić w niebiosy.
„Oto jest wyłom, a drabiny macie,
Macie i oręż — więc mi Korynt dacie.
Kto pierwszy krzyż ów zwali i roztrzaska,
Niech żąda nagród — żaden dar, ni łaska,
Nie miną męstwa.“ Tak Kumurgi rzecze;
Wzniosły się liczne na odpowiedź miecze,
Wściekłość się krzykiem radości ozwała,
Ciszéj! — słuchajcie — wystrzelono z działa!