I jego niegdyś poległ syn jedyny,
Lecz jakże liczne wrogów jego syny
Odtąd pod mściwym ojca mieczem padły!
Tak on był w zemście téj srogi, zajadły,
Że żadna zbrojna dłoń żelaznéj siły,
Takiéj z ciał ludzkich nie wzniosła mogiły!
Jeźli krwi trzeba cieniom ległych w wojnie,
Achill w swéj zemście nie lał jéj tak hojnie,
Jak on po synie przez Turków zabitym,
I zdawna grecką już ziemią pokrytym.
Tam go złożono, gdzie ciągle walczące,
Od lat tysiąca grzebano tysiące.
Jakaż nam po nich pamiątka została?
Wiemyż, jak padli? — gdzie leżą ich ciała?
Niéma na grobach głazów, w grobach kości,
Sam wieszcz ich chwałę utwierdza w wieczności.
Słuchaj! krzyk nowy — grzmi Allah potężne!
Walczą jańczarów tłumy niezwyciężne.
Wódz się ich nagiém ramieniem odznacza,
Patrz! jak zabija — nigdy nie przebacza,
Zawsze on, zawsze takie toczy boje,
I zawsze ramię tak obnaża swoje.
Jedni wyższemi celują turbany,
Drudzy się w droższe stroją atagany,
Trzecich po świetném poznają odzieniu,
Alpa jedynie po nagiém ramieniu,
Gdzie się najzjadléj wojsko ściera, łamie,
Spojrzyj, a pewno nagie ujrzysz ramię;
Żaden z sztandarów idących na przedzie,
Daléj w głąb boju wojska nie zawiedzie,
Jak ta prawica swą białością lśniąca,
Błyska, jak gdyby gwiazda spadająca!
Gdzie tylko straszne to ramię postrzegną,
Tam najmężniejsi walczyć, umrzeć biegną,
Tam wściekła zemsta na podły jęk głucha:
Ni próśb, ni krzyków o życie nie słucha,
Tam to bohater w ciężkim milcząc zgonie,
Chciałby jęk śmierci w swojém stłumić łonie.