Umilkła wrzawa — na rumakach dzielnych
Czteréj jeźdźcowie z włócznią, z piórem białem,
Z złotą ostrogą do bojów śmiertelnych
Staną, przed mnóstwem skłoniwszy się całem.
Bogaty płaszcz ich, koń dyszy zapałem:
Kto na się w grze téj nie sprowadzi cienia,
Wynagrodzeniem dla niego wspaniałem
Oklaski tłumu i kobiet spojrzenia:
I król i wódz swe czyny za te dary mienia!
W kosztownéj sukni, w przepysznéj mantyli,
Lecz pieszo, zwinny matador wypada
W środek areny, żądny owéj chwili,
Gdy spotka pana ryczącego stada.
Lecz wprzód ostrożnie miejsce wokół zbada,
Czy nie dostrzeże jakich przeszkód znaku.
Za broń ma włócznię, którą tyle włada,
Ile człek może, gdy nie na rumaku,
Co nieraz zań się wali śród krwawego szlaku.
W róg uderzono po trzykroć! znak dany!
Wrota otwarte i ciekawość oczy
Wodzi milczące po ciżbie napchanéj,
A wtém, smagnięty biczem, zwierz wyskoczy
I, patrząc dziko, kopyta zatoczy
W piasek, lecz ślepo nie wpadnie na wroga,
Groźną się skronią na wsze strony boczy,
Bije ogonem — jaka wściekłość sroga! —
A z ślepi sypie mu się krwawych skier pożoga.
Naraz jak wryty.... z okiem w słup... Na stronę!
Przygotuj włócznię, zuchwały młodzianie!
Nadszedł twéj koniec, lub zwierzę szalone
Powstrzymaj sztuką — oto twe zadanie!
Wczas jeźdźcy czynią zwrot na krwawym łanie;
Byk znów się zerwie — lecz z jakim wynikiem!
Z boku krew tryska — rana tu przy ranie!
Ucieka, gnie się — bóle szarpią bykiem:
Włócznia bije za włócznią, zwierz się skarży rykiem.