Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/465

Ta strona została skorygowana.

Lecz jakaż sen jéj kłóci tajemnica,
Jakaż to burza uczuć barwi lica?
Cicho się senném odzywa imieniem,
Którego we dnie wyrzecby nie śmiała,
Miłosném męża przyciska ramieniem,
Do serca, które nie dla niego pała.
Zrywa się Azo uściskiem zbudzony,
Poi go widok sennych marzeń żony;
Jakże się mile tą pieszczotą łudzi,
Która w nim tyle dawnych wspomnień budzi,
Jakże rozrzewnia go ta miłość tkliwa,
Która się nawet i w snach jéj odzywa.

VI.

Lekko do swego przytula ją łona,
Sennym się słowom przysłuchuje w ciszy...
Lecz skąd ta nagła bladość, dreszcz Azona,
Rzekłbyś, że trąbę archanielską słyszy.
Mniéj ona strasznym grzmotem go przeniknie,
Kiedy nad jego grobowcem zaryknie,
I gdy na całą wieczność zbudzonego,
Przed niebios, ziemi wezwie go Sędziego!
Jeden dźwięk cichy sennego wyrazu
Całe mu szczęście rozproszył od razu,
Jedno to imię świadczy zbyt dowodnie
I jego hańbę i małżonki zbrodnię.
Czyjeż to imię? — jak gdy groźne wały
Nagle w wzburzonym zagrzmią oceanie,
I tak rozbitkiem uderzą o skały,
Że gdy raz padnie, już nigdy nie wstanie;
Taką to sromu i hańby nawałą
Imię to wstrzęsło jego istność całą.
Czyjéż to imię? — ach! krew się w nim ścina...
Imię Hugona, imię jego syna,
Syna zwiedzionéj młodych lat kochanki,
Zdrajcy z nieszczęsnéj zrodzonego Bianki,
Co się tak płocho dała wieść do zguby,
Nigdy prawemi nie złączona śluby.

VII.

Chwyta za sztylet — napół go dobywa...
I znowu zwolna w głębie pochwy spływa.