Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/470

Ta strona została skorygowana.

Nie zawsze rycerz rodem znamienity,
Najzaszczytniejszych ostróg się dobijał,
Dzielny mój rumak ostrzem bodźca bity,
Ileż to wodzów i książąt przemijał,
Gdym z zwycięskiemi uderzając krzyki,
Z imieniem Esta spadał w wrogów szyki!
„Nie bronię zbrodni — nie będę cię wzywał,
Byś dla mnie kilka dni, godzin odrywał.
Od tego czasu, co już w krótkiéj dobie
Po moim zimnym ma przepłynąć grobie.
Znikły te krótkie dni młodzieńczych szały,
Jak trwać nie mogły, tak téż i nie trwały.
Podłym był ród mój, podłe imię moje,
Mogłeś je podnieść, uzacnić oboje,
Lecz byłbyś mniemał, że poniżasz siebie;
Przecież twarz tego podłego Hugona,
Niejednym z twoich rysów zaszczycona,
A dusza jego cała wzięta z ciebie.
Z ciebie to wziąłem, ten umysł niezgięty —
Lecz skądżeś zadrżał? — tak jest, z ciebie wzięty.
Z ciebie to we mnie przeszła nieodmienna
Ta dzielność w boju, ta dusza płomienna.
Nie samo tylko życie mi nadałeś,
Całego siebie w moję istność wlałeś;
Patrz, jakim zbrodnia owocem obdarza.
Zbrodniąś mię spłodził i masz téż zbrodniarza.
Prawy to płód twój, co jak ty w swym szale,
Najświętsze węzły potargał zuchwale.
Co zaś do życia, któreś mi tu nadał,
Na to, abym je tak wcześnie postradał,
Tylem je cenił, ile ty sam twoje,
Gdyś zwieńczon hełmem rzucał się na boje,
I gdyśmy jak dwa złączone pioruny,
Grzmiące po trupach puszczali bieguny.
Niczém już wprawdzie jest ta przeszłość cała,
Przyszłośćby nawet przeszłością się stała,
Żałuję przecież, żem nie legł ówcześnie;
Gdyż mimo żeś mię skrzywdził tak boleśnie,
Wydarł kochankę, a matkę zabiłeś,
Dla serca mego zawsze ojcem byłeś.
Wyrok twój dla mnie, acz srogi, straszliwy,
Choć z twych ust wyszedł, przecież sprawiedliwy,