Od takich pieśni gaje wyspy brzmiały,
Nim tutaj wiatry Europę przywiały.
Och! i tu wprawdzie lud miał wady swoje,
Lecz tylko te, co są dziećmi natury:
To wady dzikich — my mamy oboje:
Kojarząc podłość obłudnéj kultury
I barbarzyństwa grzech przedpotopowy.
Kto widzi chytrość, co ster władzy trzyma,
I modły Abla przy czynach Kaima,
Wyzna, że stary świat gorszy niż nowy,
I ten nowego czcze już nosi imię!
Chyba gdzie owe bliźnięta olbrzymie,
Dzieci wolności, Kolumbji narody,
Gdzie Czimborasso, co w chmury pomyka,
Okiem Tytana widzi lądy, wody,
Lecz nie ohaczy nigdy niewolnika.
Takie tu brzmiały z dni dawnych powieści,
Na zmarłych chwałę, ku rycerzów cześci,
Po których czynach, sławy świat jedyny,
Zostały pieśni, co śpiewały syny.
A pieśń swych dźwięków półboskim urokiem
Strzeże pamiątek przed natrętném okiem,
I całe dzieje melodyi powierza.
Achil chłopięciem gdy w struny uderza,
Lutnią Centaura wielbiąc przodków czyny,
Uczy się śmielsze zdobywać wawrzyny;
Bo nuta gminnéj pieśni lub ballady,
Zwiana ze skały, po nad traw kobiercem,
Albo ze szmerem zmieszana kaskady,
Więcéj ma władzy nad słuchaczów sercem,
Bardziéj podnosi niż wszystkie kolumny,
Które zdobywca stawia sobie dumny.
Bo kiedy martwe hieroglify trudzą,
Albo w domysłów plątają rozsnucia,
Lub gdy historyi grube tomy znudzą,
Wabi nas piosnka, pierwszy kwiat uczucia!
Dzikie to pieśni — lecz taka pieśń dzika
Towarzyszyła w zdobywczym pochodzie