Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/532

Ta strona została skorygowana.

Z dziecka na morzu już czuł się jak w domu;
Morze piastunem było mu młodości,
Morze towarzysz jego samotności,
Z niém nieraz gwarzył na jałowéj skale,
Lub puszczał łódkę na wiatry, na fale!
Góralskie pieśni w jego duszy grały;
O los nietrwożny, wiódł żywot tułaczy,
Mężny w nieszczęściu, a w nadziejach śmiały,
Wszystkich już uczuć doznał, prócz rozpaczy.
Gdyby był w puszczy arabskiéj się chował,
Byłby najśmielszym synem pokolenia,
Byłby po piaskach z wielbłądem żeglował,
I jak Izmael znosił żar pragnienia;
Na brzegach Chili zostałby kacykiem,
Na greckich górach kleftem, buntownikiem;
Zrodzon w namiocie byłby Tamerlanem,
Na tronie może zaś tylko tyranem,
Bo jak do władzy kto się przedrze steru,
Gdy własnym żądzom już nie znajdzie żeru,
W siebie się zwraca i trawi sam siebie,
Aż z tortur duszy znów rozkosz wygrzebie.
Nero, co Rzymu największą sromotą,
I wiecznéj hańby stał mu się pomnikiem,
Zrodzony w niższym stanie, może cnotą
Byłby się zrównał ze swym imiennikiem;
Zostaw mu nawet i złość jego całą,
Jakże bez tronu mógłby szkodzić mało!

IX.

Ty się uśmiechasz, że ja w moim rymie
Nazbyt wysoko w porównaniach dążę,
Kiedy do takich wielkich imion wiążę
Nieznajomego ci człowieka imię,
Który nic nie wie o sławie, lub Rzymie,
Ani o Grecji, ni arabskiéj puszczy —
Śmiejesz się? Dobrze! Lepiéj się uśmiechać,
Niżeli miałbyś płakać, albo wzdychać.
Jednak on wyższym był od gminnéj tłuszczy,
On był z tych ludzi, którzy idą przodem,
I w innych czasach, z innych krajów rodem,
Mógł bohaterem zostać lub despotą,
Narodu chwałą, albo téż sromotą —