Długo wśród obcéj jam błądził krainy.
Kochałem Alpy, czciłem Apeniny,
Wielbiłem Parnas, Olimp niebotyczny,
Widziałem Idę Jowiszowi świętą;
Lecz nie sam wieków urok historyczny,
Ni wdzięk natury tu mi był ponętą;
Tu mi w pamięci młodości początki,
Tu mi odżyły szczęśliwsze dni moje!
Wraz z Idą patrzał Loch-na-gar na Troję,
Z frygijską górą celtyckie pamiątki,
Z kastalskiém źródłem szkockie mieszał zdroje.
Przebacz, o! Febie! Przebacz mi, Homerze!
Przebaczcie, greckie wy góry i wody!
Że was uwielbiać, że was kochać szczerze
Jam od północnéj uczył się przyrody.
Miłość, co wszystko swym wdziękiem przystraja,
Młodość, co tęcze po powietrzu ściele,
Przebyta walka, co tak uspakaja,
Że i niszczyciel spocznie w swojém dziele,
Piękność, co wzrusza najtwardsze umysły,
Jak błyskawica, kiedy w stal uderza,
To wszystko łączy w jeden związek ścisły,
Napół dzikiego z tą zupełnie dziką,
I w jednę duszę tych dwie dusz sprzymierza.
Już mu z pamięci krwawe znikły boje,
Z walki rozkoszą i gromów muzyką,
Nie trawią duszy wrzące niepokoje,
I orzeł w gnieździe już nie ostrzy dziobu,
I bystrém okiem i skrzydłem zuchwałém
Nie szuka łupu. On chciałby do grobu.
Żyć tém rozkoszy życiem zniewieściałém,
Co urny męża laurem nie zaszczyci;
Laur więdnie, jeśli krew go nie podsyci,
Lecz gdy popioły złożą w padół ciemny,
Czyliż cień mirtu będzie mniéj przyjemny?
Gdyby nie znając nic, oprócz miłości,
Cezar był tylko Kleopatrę ściskał,
Rzym byłby swojéj nie stracił wolności,
A on nad światem berłaby nie zyskał.