Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/539

Ta strona została skorygowana.

„Kto tam?“ — rzekł Torkwil i oczyma śledzi..
„Ktoś!“ — głos doleciał krótkiéj odpowiedzi.

XIX.

I w téjże chwili, z téjże saméj gęby,
Tu wśród powietrza woni zwrotnikowéj,
Dziwnych zapachów jakieś wieją kłęby,
Nie jakie z grzędy wznoszą się fjołkowéj,
Lecz jak nad elu szklenicą lub grogu,
Snują się chmurą u szynkowni progu,
Z krótkiéj fajeczki, która dymy swoje,
Na hemisfery już wiała oboje,
Przy cichym wietrze, lub huku piorunów,
Już od Portsmoutu do obu biegunów,
Pośród nawałnic, pośród gromów blasku,
Wśród fali wycia i okrętów trzasku,
Niewyczerpanie swoje dymy szare,
Śle dla Eola na stałą ofiarę.
Jéj właściciela, być może, że błądzę,
Lecz filozofem, lub majtkiem być sądzę.
Sławny tytoniu! Ty, co na okręcie
Dzielisz trud majtka, jak dzielisz w orjencie
Turka spoczynek na miękkim kobiercu,
I równieś jemu drogim niebios darem
Jak opium, albo pełny dziewic harem,
Boski w Stambule! w Anglii miły sercu,
Przedni we fajce, kiedy dymek bucha
Z ozdobionego bursztynem cybucha;
Choć bardziéj nęcisz, nakształt zalotnicy,
Pod strojnéj szaty zazdrośną kotarą,
Jednak prawdziwi wolą miłośnicy,
Nagość twych wdzięków. — Dajcie mi cygaro!

XX.

Z ciemnych zarośli, po niedługiéj chwili,
Ludzka ma postać na jaw się wychyli;
Nowo przybyły ukazał się w stroju
Tak dziwacznego koloru i kroju,
Jakby był owych igrzysk uczestnikiem,
Które, gdy okręt staje pod równikiem,
Wyprawia majtek na twą cześć, Neptunie!
Już rydwan bożka na pokładzie sunie,