Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/557

Ta strona została skorygowana.

Jakkolwiek mężnie swoją krew przeleją...
Ich życie hańbą, ich nagrobkiem: zbrodnia!
Czują to, wiedzą, jednak się nie chwieją;
Najbardziéj Chrystjan czuł tę śmierć bezchlubną,
Wódz, co ich wszystkich pchnął w tę przepaść zgubną,
On może wyższe niegdyś cele marzył,
Marzył o innéj dla siebie przyszłości!
Lecz na grę jednę całe życie ważył,
Ta gra trwa dotąd, teraz rzuca kości,
Wszystko niechybną grozi mu przegraną,
I jeszcze taką! — Jednak niezachwianą
Zachował duszę śród nieszczęścia razów,
Jak gdyby sam już stał się cząstką głazów,
O które wsparty, patrzał w lufek końce,
Ciemny jak chmura, co zakrywa słońce.

XII.

Zbliża się statek, a jego załoga
Pełni powinność i nie wie, co trwoga;
Niebezpieczeństwo tyle sobie ceni,
Co zwiędłe liście waży wiatr jesieni;
Jednak obcego woleliby wroga,
Niźli z tym hardym walczyć buntownikiem,
Co przecie także niegdyś był Anglikiem:
„Poddaj się!“ — krzyczą — odpowiedzi niéma...
Mignęli bronią przed jego oczyma:
„Poddaj się!“ głośniéj niż wprzódy wołają,
Lecz tylko skały im odpowiadają...
I do poddania jeszcze raz wezwali,
A głos ich echo pożegnało w dali,
Potém błysł krzemień, ryknęły wystrzały,
I kłęby dymu podniosły się wałem.
Kule się z hukiem odbiły o skały,
Padły daremnie, spłaszczone wystrzałem,
A potém przyszła odpowiedź z kolei
Tych, co już żadnéj nie mieli nadziei;
Po pierwszym strzale, skoro się zbliżyli,
Chrystjan zawołał: „Ognia!“ i w téj chwili,
Nim jeszcze echem skonało to słowo,
Dwóch padło, lecz już na skałę jałową
Drą się żołnierze, ich wrogów szaleństwo
Podwaja wściekłość, gniew podwaja męstwo.