Żagiel, co łuk swój szeroko rozdyma...
Tchu jéj zabrakło, mgławo przed oczyma;
Sercem jéj miota straszliwa obawa,
Kędy skieruje bieg swój wrogów nawa?
Och! marna trwoga! Już żagiel daleki,
Coraz się zmniejsza i pierzcha z jéj oczu;
A ona z piany ociera powieki,
Patrząc jak w tęczę na nieba przezroczu;
Na widnokręgu maszty szarym szczytem
W niedostrzeżoną prawie nikną bladość!
Nikły i znikły — pod niebios błękitem
Wszędzie już tylko ocean i radość!
A Neuha w głębie znowu się zanurzy,
Budzi kochanka i rączkami klaśnie,
I opowiada, co widziała właśnie,
I jakie szczęście stąd na przyszłość wróży;
I znów wypływa nad morza otchłanią,
Wolny już teraz Torkwil płynął za nią;
Płyną do skały, gdzie w szczeliny ciemnie,
Neuha swe czółno ukryła tajemnie.
Wczoraj, gdy jeszcze ścigali ich wrogi,
Łódka bez wiosła o skał tłukła progi,
Lecz skoro okręt porzucił ich skałę,
Neuha wypływa i swe czółno małe
Kryje w szczelinę, gdzie go dziś znachodzi.
Siedli weń razem, już pełni radości,
I nigdy tyle szczęścia i miłości
Nie niosła fala, jak w téj kruchéj łodzi!
Znowu swe własne wybrzeża ujrzeli,
Lecz wróg już blasków téj ziemi nie kazi,
Ani ich oczu dumny okręt razi,
Jak pływające więzienie topieli.
Tysiąc wybiegło łodzi na odnogę,
Brzęcząc muszlami, zwiastują ich drogę,
Wyszli naprzeciw nich wodzowie z ludem,
Witać Torkwila zbawionego cudem!
Potém niewiasty i krasne dziewice
Czule ściskają Neuhę, jak siostrzycę...
Wszyscy pytają, gdzie ich wróg zagonił?
I jak uciekli, lub kto ich ochronił?