Tak na wieki ziemskiemu zaginęła oku
Jedna z Plejad, usnąwszy w błękitnym obłoku.
Mówiłem, że do sławnéj Giorgiona grupy
Podobne Wenecjanki; szczególniéj gdy błyska
Kształtna ich kibić wsparta o balkonów słupy;
(Bo piękniejsze są czasem zdaleka niż zblizka).
Tam jakby Goldoniego bohaterki drugie,
Patrząc wpoprzek żaluzji, krócą chwile długie;
Tam urodne zadają sercom czułym męki,
Bo bardzo lubią swoje pokazywać wdzięki.
Po spojrzeniach mrugania, a po nich westchnienia
Idą zwyczajnym torem, a potém pragnienia,
Potém kilka słóweczek, a potém list, który
Doręczy choć bez skrzydeł u swych pięt Merkury.
Lecz pomimo tak wielkiéj w postawie różnicy,
Przecież ci Merkurowie, sprawni posłannicy,
Znają swoje rzemiosło... A gdy, wielki Boże!
Rzeczy aż dotąd dojdą, przytrafić się może
Jakie wielkie zgorszenie; bo schadzki we dwoje
Obmyślą kochankowie — stąd idą rozboje,
Cudzołóstwa i zdrady popełniane skrycie,
I czułych serc pękania, i głowy rozbicie.
Szekspir Włoszki maluje, kreśląc Desdemonę,
Że są cudnéj kibici, ale rozwolnione
Nieco ich obyczaje. — I nikt nie zaprzeczy,
Ze w Wenecji, w Weronie, jeszcze idą rzeczy
Dzisiaj jak za Szekspira — z tą tylko różnicą,
Że mąż na proste szepty nad swą połowicą
Nie wywrze zemsty, żony jednéj nie udusi,
Ani dwudziestu, bo dziś ich sług bać się musi.
Zazdrość Włochom jeżeli do głowy zawita,
Jest nowego rodzaju, wcale wyśmienita
I nie taka, jak w czarnym Otella szatanie.
Bo ci przeciwnie w ślubnym utrudzeni stanie,