Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/575

Ta strona została skorygowana.

Podźwigają się dymy, wznosi się kurz szary,
I ogromne swe beczki wożą piwowary.

43.

Lubię jadać na obiad nogi w galarecie,
Lubię ja zachód słońca, gdy pogodném lecie
Tuszę, że znów zaświta nie jak lampka jaka,
Lub jak mgłami powite źrenice pijaka,
Lecz, że wkoło rozrzuci szaty promieniste!
Niech żyją dni bez chmurek, dni jasne, dni czyste,
Kiedy palić nie trzeba w Londynie latarni,
W mieście, w którém dym krąży, jak gdyby w palarni.

44.

Lubię się przysłuchiwać nieprawéj dziecinie
Mowy rzymskiéj — gdy słodko z ust niewieścich płynie,
Jakby strumień całusów, tak szemrząc, iż zda się,
Że ją piórkiem pelowém kreślą na atłasie.
Każda głoska tchnie ciepłym wiatrem południowym,
A żadna nie zabrzęczy odgłosem surowym,
Szorstkim, twardym, zwyczajnym w angielskim języku,
Który nie z słów się składa, lecz z świstu i ryku.

45.

Lubię (a każdy memu wybaczy dziwactwu),
Lubię się przypatrywać włoskiemu prostactwu,
Lubię włoskie kobiety, od młodéj wieśniaczki,
Któréj słońce opali różane buziaczki,
A któréj wielkie, czarne i żywe źrenice
Mówią wiele i słodkie wróżą tajemnice;
Aż do dam bielszéj cery, dumającéj twarzy,
Brwi więcéj w łuk zagiętych. W ich oczach się żarzy
Życie, budzące uczuć iskrę po iskierce,
Zdaje się, że na ustach wiecznie noszą serce,
Że w ich oczach tak słodkich jak pogoda cicha,
Świetnych, jak błękit włoski, ich dusza oddycha.

46.

Ewo ziemskiego raju, o włoska dziewico!
Rafael w twych uściskach skonał — twą źrenicą
Natchniony, stwarzał niebo cudniejsze w ułudzie,
Niźli je pojąć mogli i zapragnąć ludzie.