Tymczasem nie chcę dłużéj nudzić téj bogini,
Aż godne podziękowań łaski mi uczyni.
A przeklęte ustępy — wróćmy więc do treści!
Bo czyż nigdy nie skończę zaczętéj powieści!
Z każdą strofą się coraz oddalam od wątku,
To nudzi — czemuż strofę wziąłem na początku,
Za miarę moich wierszy? Teraz w środku pracy,
Nie pora rytm odmieniać — lecz jako śpiewacy,
Nucą wciąż na takt jeden wśród mszalnéj ofiary,
Tak już skończę mą powieść podług jednéj miary.
A więc byli w Ridotto — tam jutro pojadę,
By się trochę rozerwać — bo mam ziomków wadę,
Nazwaną hipokondrją — tam może ożyje
Moja dawna wesołość, gdy zacznę dociekać,
Pod którą maską piękna twarzyczka się kryje,
Tak mi splen zpół godziny nie będzie dopiekać.
Laura kręci się, ciśnie w radośnym natłoku,
Uśmiech igra na ustach, wdzięki błyszczą w oku,
Tu się odezwie głośno, tam szepnie do ucha,
To o potocznych rzeczach rozprawia i słucha,
Tu poufale mówi, na upał się żali:
Wnet hrabia z lemoniadą przybiega do sali,
Ona pije maleńkiém łykaniem powoli;
Potém staje i patrzy i gani do woli
Gust swoich przyjaciółek i z serca żałuje,
Że w ich strojach żadnego smaku nie znajduje.
Ta ma włosy przyprawne — ta ma suknię tanią —
Jaki beret szkaradny — ach! ratujcie panią,
Tak blada, że zemdleje. — Jakaż parafianka —
Kibić prawdziwie wiejska — ta jedwabna tkanka
Dosyć piękna, lecz rudnąc, na swéj cenie traci —
Patrz, czém ta dama swoje muśliny zapłaci?
A ta — lecz skończmy, aby nakształt królów Banka,
Nie wywołać tu przeszło dwadzieścia postaci.